Obrazek 1

Obrazek 1

2.07.2016

Rozdział 16

 -Boże mam was dość! Kleicie się do siebie od wczoraj, aż nie da się przejść obok bez rzygania tęczą!
Najwyraźniej Diamond miała zły dzień albo po prostu nie lubiła szczęścia innych, albo potrzebowała czegoś na rozluźnienie. A może miała po prostu rację...
 -Spokojnie kobieto- Als przewróciła oczami.- Wcale nie jest tak źle.
 -Jest.
Diamond rzuciła Wojnie topór, a mi podała moje miecze. Przyczepiłam je do ud, znajomy chłód stali podziałał na mnie kojąco. Czerwone pręgi oplatające ostrza sprawiały, że broń wyglądała na jeszcze bardziej zabójczą. Mimo, iż nie przywiązywałam zbyt wielkiej uwagi do ozdób, bo przecież niezależnie od wyglądu niemalże każda rzecz może się przysłużyć do zabójstwa, to moje oczy cieszył widok czerwieni rubinów, zieleni szmaragdów oraz błękitów szafirów wysadzanych na rękojeściach.
 -Dzień dobry wszystkim!
Po usłyszeniu tych trzech słów Diamond pisnęła i popędziła w stronę dziewczyny stojącej w drzwiach, natomiast ja i Als natychmiastowo przybrałyśmy pozycję obronną, ale rozluźniłyśmy się, kiedy Diamond  przytuliła szatynkę. Zza ramienia tej pierwszej wychyliła się twarz, którą raz już widziałam.
 -Natt?
 -Ta da!
Als opadła szczęka, wskazała Natt toporem, który lekko drżał.
 -A mogę zapytać... co? Jak?
 -Eee... to ja- Diamond patrzyła wszędzie, tylko nie na nas.- No i zaprosiłam ją dziś, bo tak bardzo chciała... i ... Po prostu też chcę kogoś z kim będę mogła gadać o tym, jaki kolor mają dziś moje majtki albo jak bardzo nudny był mój wczorajszy dzień!
 -Przecież masz nas- szepnęłam zawiedziona.
Prychnęła, najwyraźniej uznając Wojnę i Śmierć za kiepskie towarzystwo. Cóż.. to w sumie nie jest dziwne- my nie jesteśmy mile widziane wśród ludzi.
Może faktycznie ostatnio zaniedbywałyśmy naszą znajomość nie widziałam się z nią kilka dni, a w dodatku teraz, kiedy się spotkałyśmy ja i Als nie odrywałyśmy się od siebie... Fakt- mogła poczuć się trochę samotna.
 Westchnęłam.
 -Okej.
 -Okej?- wszystkie głowy zwróciły się w moją stronę.
 -Jakto?- rozpoznałam w głosie Wojny falę krytyki.
Uniosłam ręce w obronnym geście.
 -Ja się zgadzam.
 -Ale ja nie. Toluś...- podeszła do mnie i zniżyła głos- przecież znasz zasady. Nie możemy sobie tak po prostu ściągać zwykłych ludzi.
 -Spokojnie, biorę to na siebie.
 -O nie...a później zamiast niej- wskazała głową Diamond - ukarzą ciebie.
 -Trudno. Jestem jej to winna. To moja Towarzyszka, a ja skazałam ją na samotność, więc teraz muszę jej to wynagrodzić.
 -Nic nie musisz.
 -Jezu, przepraszam! - wrzasnęła Diamond, wyrzucając ręce w górę. -Przepraszam was moje Panie, że zechciałam się przeciwstawić waszej woli oraz, że tak łatwo zapomniałam, jak bardzo wam podlegam i o tym, że moja egzystencja jest zależna jedynie od was. Wykazałam się nieposłuszeństwem wobec moich władczyń, moich...moich właścicielek. O ja, niegodna waszej łaski!
Wiedziałam, że pluje jadem tak, jak jeszcze nigdy. Ja wiedziałam, że ją zraniłyśmy i zrozumiałam przekaz, ale Als... nie, nie Als- Wojna spoglądała na nią niewzruszona, jakby to wszystko było prawdą. Czego nie rozumiałam, bo przecież te dwie przepadały za sobą, jak małe dzieci za lodami. Najwidoczniej coś mi umknęło lub wciąż umyka...
Zacięcie mierzyły się srogimi spojrzeniami, później obrzucały wyzwiskami. Mnie jednak, bardziej zajęła osoba Natt, jej postura i postawa. Nie wyglądała na bardzo silną, miała raczej przeciętny wzrost. Krótko mówiąc- nie była wojowniczką.
Z wieszaka na broń ściągnęłam dwa rewolwery. Wepchnęłam je zdezorientowanej Natt w dłonie.
 -Idziesz?
Kiwnęła twierdząco głową z poważną miną i pomaszerowała za mną.
W starym hangarze, w którym stacjonowałyśmy od jakiegoś czasu, zorganizowałyśmy sobie bazę. Miałyśmy tam plac do szermierki, salę całą obłożoną matami i materacami, ścianę wspinaczkową, a nawet siłownię oraz najważniejszą część- strzelnicę, gdzie trenowałyśmy rzuty bronią, strzelanie z łuków oraz bronią palną.
 -Umiesz strzelać? - zapytałam pomimo, że dobrze wiedziałam co odpowie.
 -Eeee... ja... ja nigdy nie miałam broni w rękach. Żadnej.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
 -Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, moja droga, ale strzelić każdy głupi umie. Musisz jedynie poćwiczyć celność.
***
-Cholera Diamond! Zdejmij go, bo nas pozabija!
-Robię, co mogę! To nie takie proste!
W tym momencie koło mojego ucha świsnęła kula, a napastnik padł martwy u mych stóp.
 -Diamond!
 -Przecież to Natt!
Spojrzałam na dziewczynę leżącą na balkonie starej kamienicy. Nasza kochana snajperka prawie mnie zestrzeliła. Pomachała mi krzycząc "sory". Miałam ochotę pacnąć się w czoło.
Rozejrzałam się po polu walki, wzrokiem szukając Aless. Wirowała w tłumie siecząc każdego, kto ośmielił się do niej zbliżyć choćby o krok. Normalny człowiek już dawno zginąłby wśród tylu napastników, w dodatku uzbrojonych po zęby. Ale my nie jesteśmy normalne. Aless odpierała ataki: blokowała miecze i noże, odbijała kule, zrzucała z siebie osiłków próbujących pokonać ją, a to wszystko za pomocą dwustronnego topora, stalowej zbroi oraz oczywiście jej umiejętności.
Za mną Diamond strzelała z łuku, co jakiś czas błysnął miecz.
Natt usypywała dywan z trupów. Strzelała celnie. W miarę. Zazwyczaj w głowę. Jednak pomimo, że strzelała o niebo lepiej niż na początku swojej przygody z bronią palną, to wciąż miałam obawy i wolałam stać z dala od jej celu.
Rzuciłam sztyletem w głowę biegnącego w moim kierunku mężczyzny.
Co to jakieś wojsko? Wszyscy tak samo ubrani... czerwone pasy i czarne kombinezony.
Sam fakt, że wyszłyśmy w plener poćwiczyć i zaatakowano nas wywoływał konkretne obawy. Bo skoro ktoś wiedział gdzie jesteśmy, wiedział kim jesteśmy i przeprowadził na nas zorganizowany atak, to mogło oznaczać jedynie, że ktoś nas wyśledził. I chciał się nas pozbyć.
Moją uwagę przyciągnął, dostrzeżony kątem oka, ruch. Jeden z "czarnych" czołgał się powoli w stronę pobliskiego budynku. Zareagowałam błyskawicznie- rzuciłam w niego jednym ze swoich sztyletów, a ten wbił mu się w nogę. Mężczyzna wrzasnął i chwycił się za bolącą kończynę. Był postrzelony w brzuch. Nie dawałam mu zbyt wiele czasu.
Uklękłam nad ciałem niedobitka, pewna, że w razie potrzeby dziewczyny mnie osłonią. Zerwałam maskę z twarzy nieznajomego.  Jego twarz kompletnie nic mi nie mówiła. Ale nie vice versa. Wciągnął gwałtownie powietrze i zacisnął oczy- zapewne słyszał wcześniej o mych umiejętnościach.
 -Czekasz na mnie, a zakrywasz oczy?
 -Nie dam ci tego, czego chcesz! Potworzyco!
Zaśmiałam się głośno szczerze rozbawiona. Nikt mnie jeszcze do tej pory tak nie nazwał.
 -Zatem udław się własną krwią.
To co nastąpiło potem pozwoliło mi przyjrzeć się nieznajomemu od środka. Otóż mężczyzna wybałuszył oczy i złapał się za gardło, jakby próbując powstrzymać gejzer krwi wydobywającej się z jego ust. A ja grzebałam w jego głowie w poszukiwaniu ważnych dla mnie informacji.
 -Tola?
Głos Aless wyrwał mnie z odrętwienia. Niejaki Bruce James zdążył już ostygnąć, a ja wciąż byłam pod wrażeniem tego, co zobaczyłam. 
Było to bowiem imię, starannie zakryte materiałem, jednak zerwałam go, bo umysł Bruce'a nijak mógł równać się z moim.
Powiodłam wzrokiem po twarzach mojej drużyny.
 -Wiecie kto nam dostarczył tyle rozrywki?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony