Als chyba nie wiedziała do końca co zrobię, kiedy da mi drugą szansę- nadzieję na nowe i lepsze. Ja też nie wiedziałam. Kierowałam się jedynie myślą, że nie mogę jej zawieść ponownie.
Dlatego, kiedy teraz na wieżowcu paliła fajkę, a nogi dyndały jej w powietrzu, ja siedziałam obok racząc się dymem z jej papierosa, który leciał wprost na mnie.
-Mogłaś zaczekać na dole- zagadnęła patrząc na mnie znacząco, po czym zaciągnęła się.
-Nie trzeba.
-Tolka nie musisz za mną wciąż łazić.
-Ale ja chcę.
Westchnęła najwyraźniej poirytowana.
Siedziałyśmy tak przez kilka minut, kiedy to ona w ciszy, zamyślona paliła papierosa, a ja wpatrywałam się w panoramę miasta.
-Chciałam sobie pomyśleć w ciszy i samotności...
-Prawie mnie tu nie ma!- przerwałam jej.
-Toluś, kiedy siedzisz obok nie ma żadnego "prawie".
-O czym chciałaś myśleć?
-O tym, co zepsułaś.
Nie dało się ukryć rosnącego pomiędzy nami napięcia. Odkąd wyjaśniłyśmy sobie wszystko kilka dni temu nie pozwalam dotykać się Als i sama też jej nie dotykam. Dla mnie to kara za grzechy, dla niej jest to niezrozumiałe, że uciekam przed jej miłością, którą próbuje mi okazać. Chyba zaryzykuję stwierdzenie, że znowu zaczyna przeze mnie cierpieć. Dlatego właśnie wciąż z nią jestem, żeby jej pokazać, że mi zależy i karzę siebie, a nie ją. Ale chyba żadna tak do końca nie rozumie drugiej. Tak to już jest, że przez długi czas ponosimy konsekwencje swoich przewinień.
-Nie pozwalasz nam tego odbudować Tolka. A przecież powinnyśmy...
-Ech...wygrałaś.
Przechyliłam się do przodu i zaczęłam szybować w dół.
-Kurwa! Tola!!- usłyszałam jej krzyk za sobą.- Musiałaś?! Zabiję cię kiedyś!
***
Leżałam na plecach, na miękkim łóżku i wpatrywałam się w biały sufit w sypialni Als. Czekałam.Czekałam na głośne trzaśnięcie drzwiami, ciężkie kroki zdenerwowanej Als oraz, w końcu, aż stanie nade mną cała czerwona ze złości i nawrzeszczy na mnie.
Nie czekałam tylko na siarczysty policzek i równie intensywny pocałunek w kolejnej sekundzie.
Odskoczyłam jak poparzona.
-Nie! Przecież mówiłam, żebyś tego nie robiła...
-Gówno mnie to obchodzi! Teraz będzie po mojemu, mała. Siadaj- władczym gestem wskazała mi łóżko, a sama mierząc mnie wzrokiem podeszła do mnie skradając się jak do....ofiary? Nie- raczej jak do płochego zwierzęcia.
Posłusznie usadziłam pośladki na miękkim łóżku, które niedawno ukradłyśmy, bo życie z teleportami było właśnie tak bardzo proste.
Spojrzałam w jej czerwone oczy, śledziłam język, kiedy zwilżała wargi. Chciałam jej powiedzieć, żeby nie robiła tego co zamierza, ale wiedziałam, że to byłoby bezcelowe. Nie posłuchałaby.
Kiedy jej twarz była już na tyle blisko mojej, że mogłam przejrzeć się w jej oczach i dostrzec moje przerażone oblicze, zrozumiałam, że byłam głupia opierając się przed tą kobietą. Ona zawsze ma to czego chce.
Popchnęła mnie na łóżko i usiadła na mnie okrakiem. Zawisła nade mną, tak, że oddychałyśmy tym samym powietrzem. Można by nazwać to pół-pocałunkiem.
-Ufasz mi jeszcze?-wyszeptała w moje usta.
Już dawno nie było pomiędzy nami tyle intymności, erotyki i tak dużego napięcia, którego iskry wręcz strzelały na boki rozświetlając pokój.
Przełknęłam głośno ślinę i odkaszlnęłam- nie chciałam, żeby przypadkiem załamał mi się głos.
-Nigdy nie przestałam.
-To dobrze.
Nagle, jakby znikąd, wyciągnęła nóż i przyłożyła do mojej piersi. Rozcięła materiał bluzki od dekoltu po pępek. Wciągnęłam głośno powietrze, kiedy zimnym ostrzem przejechała mi po skórze rozcinając ją oraz stanik. Przez chwilę w milczeniu obie przypatrywałyśmy się jak rana czerwienieje, pojawiają się krople krwi, a później, jak rubinowy strumyk wypełnia rowek pomiędzy piersiami.
Bez słowa zlizała moją krew, następnie ułożyła się obok mnie wykonała tę samą operację, tylko tym razem spojrzała na mnie, kiedy jej krew opuszczała śliczne ciało.
-Słyszałaś o więzi krwi?
Dla mnie wszystko było już jasne, więc milcząc wgramoliłam się na nią i z nabożeństwem lizałam rubinowy płyn. Als przejechała palcem po mojej ranie zbierając krew i wsmarowała w swoją, zrobiłam to samo.
-Od tej pory jesteśmy połączone, jak jeszcze nigdy. Właśnie to wymyśliłam siedząc na górze.
Uśmiechnęłam się i złożyłam delikatny, wręcz nieśmiały pocałunek na jej ustach. Pogłębiła go. Zmieszałyśmy swoją krew i choć oderwawszy się od niej w ustach miałam metaliczny posmak to czułam, że to właśnie był nasz najbardziej magiczny pocałunek. Bo właśnie teraz złączyła nas więź krwi. Złączyłyśmy się ze sobą wewnętrznie.
To był początek bardzo długiej i pracowitej nocy... choć właśnie zaczynało świtać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz