Obrazek 1

Obrazek 1

29.11.2017

Rozdział 21

 - Co wy sobie wyobrażacie?! Ja rozumiem, że nasze życie nie jest normalne, ale trzeba zachowywać pozory! Rozumiem, że kłótnie z mordobiciem są najlepsze, że trzeba odreagować. Dać upust emocjom. Ale, jak do cholery, wytłumaczę matce ten bajzel?!
 Omiotłam jeszcze raz spojrzeniem swój pokój, przystając na chwilę po środku bałaganu. Pokiwałam tylko głową i zaraz wróciłam do bezcelowego marszu w tę i z powrotem. Gdzieś za moimi plecami Aless zachichotała i zatrzasnęła szufladę komody (chyba jednego z niewielu mebli, który nie został wywrócony), wyjmując z niej koszulkę i spodenki. 
 - Teraz łapcie się za szczotki dzieciaki - będziecie sprzątać. - Roześmiała się jeszcze bardziej. Mnie nie było do śmiechu.
Diamond siedząca z pochyloną głową na moim łóżku i przyciskająca swoją rękę do piersi, łypnęła na Natt, która patrzyła gdzieś ponad mną z obrażoną miną.
 - Natalia, masz natychmiast przeprosić Tolę! 
 - Mogła go tam nie stawiać!
 - Co? - poczułam się zbita z tropu. Nagle mnie olśniło. Z przerażeniem zerknęłam na biurko... na którym powinien stać mój laptop, ale zamiast tego leżał na podłodze. - O nie... - podbiegłam szybko, odwróciłam go i zobaczyłam tylko pęknięty, rozlany ekran. 
 W moich oczach zalśniły łzy... cholera.
 - O kurde, teraz to się popisałyście! - Als stanęła za mną i zajrzała mi przez ramię- już ubrana.
 - To ona! - powiedziały jednocześnie Diamond i Natt. 
 - Zresztą możesz kupić sobie takich milion za pieniądze, które zarabiasz w tak okropny sposób!- dodała po chwili Natt.
 Westchnęłam ciężko i zamrugałam kilka razy, odpędzając łzy.
- Zamknijcie się obie. Mam tego dosyć. Dosyć was. Nadstawiam karku dla was, wpuszczam do domu i co dostaję w zamian?! Niewdzięcznego bachora i same szkody!
 - Jesteś ode mnie młodsza...- zaczęła Natt.
 - Więc jeszcze bardziej powinnaś się wstydzić! Wracam za godzinę i wszystko ma być tu tak, jak było dawniej! 
 - Tola.. - Diamond najwyraźniej chciała się zacząć tłumaczyć... jakby było z czego. 
Zdenerwowana zaczęłam wrzeszczeć, żeby dali mi spokój i gdzieś podczas moich wrzasków stały się dwie rzeczy - Natalia rzuciła we mnie nożem, którym walczyła z Diamond, i którym ją zraniła, a mi spadł ręcznik. Więc naga wykonałam unik, a nóż odbił się od ściany i upadł na podłogę. Diamond wrzasnęła, a Wojna z zimną krwią, otoczyła szyję Natt i zagroziła jej sztyletem, który nie wiem skąd wyjęła. 
Moja irytacja sięgnęła zenitu. Wzięłam z szafy grubą bawełnianą sukienkę, narzucilam ją szybko przez głowę, a potem podeszłam do Natt i ją spoliczkowałam- raz, ale z mocą. 
 - Ona jest Twoim zmartwieniem Diamond, odpowiadasz za nią. 
I wyszłam. Tak po prostu, wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i założyłam swoje wysokie kozaki, dość cienki płaszczyk jak na zimę i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam za sobą Aless. 
 - Nie. - Zaprotestowałam. - Ty zostań. Mi nic nie grozi, będę za godzinę, góra dwie. 
Zmusiłam się do uśmiechu. 
 - Jesteś pewna? - zapytała. Kiwnęłam głową, a Wojna westchnęła ciężko, przeczesując włosy ręką. - Nienawidzę tego. 
 - Wiem - przygarnęłam ją do siebie i oparłam brodę na jej głowie. 
Trwałyśmy w tym uścisku póki Als się nie osunęła.
 - Będę u Nes. - Udałam, że nie widzę, jak krzywi się na dźwięk tego imienia. 
I wyszłam. 
Na dworze było wyjątkowo ciemno, księżyc schował się za grubymi kłębiącymi się chmurami. Śnieg zalegał na trawnikach przed domami. Zeszłam podjazdem na chodnik unikając białego puchu. Z moich ust wydobywały się mleczne obłoki pary - chłód doskwierał mi z pewnością mniej niż zwykłym ludziom, ale jednak.
Szybko przemierzałam ulicę, aż w końcu dotarłam do koleżanki ze szkoły. Na prędce obmyśliłam plan i napisałam jej SMS'a. Po chwili otworzyła okno swojego pokoju i jej czarna czupryna wychyliła się zza zasłony. 
 - Właź! 
Wspięłam się na parapet i wskoczyłam do środka. Wskazała mi komputer. Usiadłam przy biurku.
 - Dlaczego nie możesz użyć swojego? - ciekawość kiedyś doprowadzi ją do bram piekła. 
 - Popsuł się - odparłam teoretycznie zgodnie z prawdą. - Hej możesz mi przynieść coś do picia, proszę?
 Spojrzała na mnie dziwnie, ale zgodziła się i wyszła z pokoju zamknąwszy za sobą drzwi. 
Szybko chwyciłam kartkę i długopis, nabazgrałam podziękowania i pożegnanie, otworzyłam okno i użyłam teleportu, nim wróciła. 
 Upadłam w gabinecie Nes. Tuż przed jej biurkiem. Podniosłam się szybko, żeby nie cieszyła się widokiem mnie na klęczkach.
 - TooLate! Czemu zawdzięczam tę wizytę? - wydawała się zdziwiona. Punkt dla mnie. Chociaż jeden.
 Poczułam się zażenowana zachowaniem koleżanek, kiedy wyjaśniłam Nes sytuację. Rozbawienie zamigotało w jej oczach na ułamek sekundy. Ale i tak zauważyłam.
 Westchnęłam ciężko już chyba po raz setny tego dnia. Jeszcze trochę, a wymianę gazową będę prowadzić tylko w ten sposób.
Moja... właścicielka w końcu uśmiechnęła się nieznacznie, odparła, że rozumie "sytuację"-przy tym słowie celowo zrobiła pauzę-  oraz, że nie ma problemu z załatwieniem nowego sprzętu. Nacisnęła jakiś guzik na pulpicie przed sobą i uprzejmie odprowadziła mnie wzrokiem do drzwi.
Nie podziękowałam. Dość poniżenia, jak na tak krótki czas.
 Za drzwiami z uśmiechem przywitał mnie znany już blondyn.
 - Witam szanowną panią! - wyszczerzył w uśmiechu swoje małe, białe ząbki. - Zapraszam ze mną.
 Wskazał mi kierunek i szedł przy moim boku.
 - Czyżbyś tak szybko wyciągnęła wnioski z naszej ostatniej rozmowy? Przyszłaś po więcej?
 - Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym zbyt intensywnie. - Odparłam wymijająco. Nie miałam ochoty na więcej zagadek od tego dzieciaka.
 - Czyżby głupota pierwszej przyćmiła doświadczenie starszej?
 - Słucham? - zatrzymałam się oburzona. - Twierdzisz, że jestem głupia?
 - Ty wybrałaś, którą jesteś - zachichotał.
 Już chciałam odpowiedzieć coś chamskiego, kiedy zorientowałam się, że w sumie ma rację. Znowu zaczęliśmy iść.
 - Może zbyt późno o to pytam, a co gorsza- powtórzę się, ale jak masz na imię?
 Zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią albo, kto wie, chciał po prostu przedłużyć moje oczekiwanie. Nie sposób było ogarnąć tego chłopka, był na to zbyt dziwny.
 - Mam wiele imion - powiedział, ale kiedy zobaczył moja zirytowaną minę, dodał szybko - ale najpopularniejszym jest Aleksander - uśmiechnął się dziwnie.
 - Olek? - prychnęłam.
 - Nie - uciął. - Aleksander. Żadnych debilnych zdrobnień.
 - Okej. Więc Aleksandrze może ułatwisz mi zadanie i wyjaśnisz, o co chodziło ci podczas naszej ostatniej hm.. rozmowy?
 - To tak bardzo w twoim stylu, iść na łatwiznę.
 - Co w tym złego?
 - Na dłuższą metę- wszystko.
Brzmiał jak moja matka, ale nie chciałam mu tego mówić na głos. Znowu skierował na mnie swoje rozbawione oczy. Wpatrywałam się w nie odrobinę zbyt długo. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że było w nich coś magnetycznego, przyciągały uwagę lepiej niż pudełko ulubionych lodów.
 - Jesteśmy na miejscu - powiedział sciszonym głosem.
 - Dlaczego szepczesz?
 - Bo sprawiałaś wrażenie tak skupionej, że nie chciałem psuć tak rzadkiej chwili.
 I wszedł do sali obok.
 Nie wiem, czego się spodziewałam, ale raczej nie białego pomieszczenia, z równie białym świecącym blatem, a za nim mężczyzny ze słuchawką w uchu i laptopem przed sobą. Jego palce szybko przemieszczały się po klawiaturze, a czarne krzesło nawet nie ważyło się skrzypnąć pod wpływem jego ruchu. Ubrany był jak wszyscy w 'biurze Nestyi'-na czarno. Wyróżniałam się tutaj. Kiedy weszliśmy podniósł głowę i zmierzył nas wzrokiem.
 - Zamówienie Nestyi z 1:57 - powiedział do Informatyka (tak, tak go nazwałam) Aleksander.
 - Rozumiem - przez chwilę Informatyk znowu stukał w klawiaturę. Później otworzyły się drzwi za nim, a w nich pojawił się kolejny ubrany na czarno człowiek niosący torbę na rękach. Rozpoznałam torbę od laptopa.
Ułożył ją na blacie obok Informatyka, który cały czas coś pisał.
 - Kontrola? - spytał ten który wszedł.
Aleksander wskazał mi ręką torbę.
 - Czynisz honory? - zapytał.
Tak pół godziny później mogłam wsiąść do auta zamówionego przez Aleksandra, z torbą z laptopem przewieszoną przez ramię. Podziękowałam mu jednak, nie chcąc by ktokolwiek znał cel mojej podróży. Dopóki Nes znała mój adres, ale nie wiedziała, że tak powiem, 'gdzie to' -było dobrze. A spacer mi się przyda. Czas przemyśleć pewne kwestie.
Spacerowałam zaśnieżonymi ulicami bez konkretnego celu. Sprawdziłam pociąg do domu i najbliższy będzie dopiero o 5:20 dlatego miałam czas. Mogłam też skorzystać z jakiegoś komputera spotkanego po drodze, ale umówmy się- po 2 w nocy raczej rzadko można taki znaleźć. Ogólnie jest ciężko, co dopiero w nocy, więc z pomocą wujka google'a zaczęłam szukać najbliższej drogi na peron.
A później tam poszłam. Po drodze dużo się rozglądałam, a ponieważ nawykłam do czytania wszystkich napisów przeze mnie mijanych i teraz tak robiłam. Miasto było ładnie oświetlone i z rzadka przejeżdżał obok mnie jakiś pojazd.
Myśleć o swoim życiu zaczęłam dopiero z kebabem w ręku, siedząc na zimnej ławce na dworcu PKP i rozładowanym telefonem w kieszeni.
Nie wiedziałam jak długo jeszcze będę w stanie razem z Aless prowadzić te 'utarczki' z Lizą i Lalusiem, jak i nie wiedziałam do czego one doprowadzą nas wszystkich.
Nie miałam też pojęcia, co zrobić z niewdzięczną, pyskatą Natalią. Miałam jej powoli dość. Czy to przez okres, czy uczucia 'Di' do niej, a może jeszcze z innych nieznanych mi powodów- dziewczyna była nie do wytrzymania i ręczyłam za siebie, że albo to się skończy, albo ja skończę je obie.
Spór z Lizą był jak dla mnie bezsensowny. Dziewczyna miała cholerny problem z zazdrością, mimo to już któryś raz zastanawiałam się, dlaczego stoję po drugiej stronie barykady.
"Bo Wojna też tam stoi."
Zaczynało już świtać. Uświadomiłam sobie, że przecież obiecałam Als, iż wrócę do domu 'za dwie godziny', tymczasem minęło już znacznie więcej. Pewnie się martwi.
 - Cholera wyrwało się mi.
 - Mało powiedziane- usłyszałam za sobą męski głos.
 Natychmiast zerwałam się z ławki porzucając resztki tortilli. Nieznajomy był wysoki, w ciemnobrązowym płaszczu, czarnej czapce i pasującym do niej szalu. Dłonie przydział w skórzane czarne rękawiczki. Jego zimne, szare oczy mierzyły mnie od stóp do głów, jakby oceniając. Ale to nie było jedyne, czym ten człowiek do mnie mierzył. A ja, cholera, nie miałam broni.
Strzelił.
Ale spodziewany huk nie nadszedł, nie poczułam też rozdzielającego bólu, tylko lekkie pieczenie. Spojrzałam w dół. Strzelił pomiędzy rozchylone poły mojego płaszcza. Lotką.
A później widziałam już tylko ręce jego dwójki przydupasów wyciągnięte w moją stronę. Odtrąciłam jedną z nich szybkim ciosem. A przynajmniej szybkim w zamierzeniu. Zaśmiali mi się w twarz.
A później było już tylko ciemno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony