Akademia Nadludzkich Istot
~Rozdział 1~
Mayu
Tego ranka zebrałam się dość wcześnie, nawet, jak na mnie. Pamiętam tylko, że jakiś anioł grzecznie zapukał do moich drzwi i przyłożywszy rękę do piersi w geście powitania, zaczął mówić coś o jakichś przepychankach na głównym placu przed internatem aniołów.Szybko zaczęłam się zbierać do wyjścia i w momencie, kiedy kończyłam przemywać twarz do mojego pokoju wmaszerowała jakaś plama czerni.
-Zajmij się tym, Chino.
-Masaru!- warknęłam, starając się zasłonić skrzyżowanymi rękami. - Jestem nieubrana!
Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem.
-Jak dla mnie jesteś- zerknął na moją halkę. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia.
Masaru Takahashi jako przewodniczący demonów również powinien stawić się w miejscu rozróby, ale oczywiście postanowił zwalić to na mnie. Bezwstydność- zrzucać na kogoś swoje obowiązki.
-Mam tego dość, Masaru, ty jesteś ich przewodniczącym. Zajmij się swoimi demonami.
Chwyciłam w dłoń przygotowane wcześniej ubrania i zamknęłam się w swojej łazience.
Usłyszałam, jak Masaru zamyka za sobą drzwi- co w jego przypadku oznaczało, że trzasnął nimi, aż posypały się drzazgi.
Minutę później zamykałam je za sobą- delikatnie i z dbałością. Nie na zamek rzecz jasna. W szkole takiej, jak ta jest to zbędne- demon i tak znajdzie sposób, by się włamać, nawet pomimo run na murach budynku, broniących wstępu przed nimi (Masaru jako przewodniczący mógł wejść do naszego akademika, tak samo ja mogłam przestąpić próg ich. W zasadzie każdy mógł. Jednak na własną odpowiedzialność- żaden anioł na szczęście nie jest tak głupi, by się tam pchać. Do czasu.). A anioł nigdy się nie włamie.
Ruszyłam szybkim krokiem, a kiedy dotarłam na plac zobaczyłam to, co zwykle- dwójkę delikwentów, która musiała rozwiązać swoje sprawy siłą. Niech żyje inteligencja i dyskusje na poziomie! Unosili się w powietrzu, ściśnięci w uścisku, który od miłosnego różnił się tym, że okładali się pięściami, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Zobaczyłam wyrwane pióra na ziemi- białe i czarne. Nagle delikwenci zaczęli spadać ku ziemi- to demon popychał anioła, a ten bezradnie bijąc skrzydłami próbował się ocalić przed upadkiem.
-Natychmiast przestańcie!- krzyczałam, przeciskając się przez tłum.
Niestety nie posłuchali i spadli oboje. Anioł na chwilę przestał się ruszać, kiedy demon rozsmarował go, jak naleśnika na naszym placu. Rozpoznałam w zwycięzcy Ryu- szkolnego rozrabiakę. Słowo daję, brał udział w co drugiej bójce w tej szkole. Demon podniósł ręce ku górze w geście zwycięstwa, kiedy anioł jęknął i uniósł się lekko.
-Stać oboje- tym razem byłam już na miejscu i z rękami na biodrach wpatrywałam się w nich groźnie. A przynajmniej miałam nadzieję, że tak to wygląda.
Ryu dostrzegł mnie i wyszczerzył swoje kły jeszcze bardziej, chociaż myślałam, że to już niemożliwe. Popatrzyłam na niego z pogardą, a on roześmiał się głośno, posłał mi całusa i już chciał odchodzić.
Nagle powalony wcześniej anioł, który przez chwilę był na drugim planie, rzucił się na plecy Ryu.
Ten aniołek chyba był nowy, skoro znowu popełnił taką głupotę.
Wysunęłam z cholewki mojego białego kozaczka kostur- po wyszeptaniu łacińskiej inkantacji, rozłożył się na rozpiętość moich ramion. Uderzyłam nim w ziemię- rozłożyła się głowica, ukazując kamień meteorytu, później wzniosłam go ku niebu- meteoryt zabłysnął, a na końcu skierowałam kostur w stronę dwóch awanturników, szarpiących się na placu.
Snop światła błyskawicy oślepił zebranych gapiów, ale nie mnie. Usłyszałam dwa krzyki przepełnione bólem. Błyskawica nie była zbyt potężna, ale mimo to poczułam swąd spalenizny.
-Mayu- usłyszałam zachrypnięty głos Ryu.- Ja cię chyba zatłukę.
A później z chmury dymu wyłonił się też anioł. Zgięty wpół trzymał się za brzuch. Jedno skrzydło miał chyba zwichnięte lub, co gorsza, złamane. Brud częściowo przysłaniał jego rany. Miałam co do niego rację- musiał być nowy. Nigdy go nie widziałam w Akademii.
Ryu wyglądał o wiele lepiej. Lekko draśnięty stroszył właśnie pióra na swoich skrzydłach, mordując mnie wzrokiem. Nie dziwi mnie, że tak szybko doszedł do siebie po moim ataku- był dość stary.
-Ryu! Proszę zgłoś się do swojego przewodniczącego!
-Chino, daj spokój przecież on nawet tego nie zraportuje! -wykrzyknął do mnie i zaczął się śmiać. - Wolałbym tobie opowiedzieć, jak ten młokos mnie zaatakował.
Znowu się wyszczerzył i skrzyżował ręce na piersi.
To było do niego podobne- sprowokować przeciwnika, a później wyjść z ego obronną ręką, bo przecież "to nie on zaczął". Ale moje zasady tak nie działały. Ukarani zostaną wszyscy uczestnicy.
-Ryu, wiesz przecież, jak się to odbywa- zmierzyłam go wzrokiem, jednocześnie chowając mój kostur z powrotem do kozaczka. - A teraz idź grzecznie do Przewodniczącego Masaru. I przekaż, że Chino go pozdrawia. A ty- zwróciłam się do anioła, który zdążył się już pozbierać całkowicie - pójdziesz ze mną.
Masaru
Patrzyłem przez okno, jak Ryu gapi się na skrzydła Chino. Były tak strasznie śnieżnobiałe, że aż oczy bolały. Niepokojące było, że ten kretyn tak się im przypatrywał. Jedynymi istotami, które mogą nosić anielskie i demoniczne skrzydła są bękarty...tfu. To dla nich niemal jedyny sposób, by zyskać sprawne skrzydła-ukraść. Na szczęście po śmierci demony obracają się w pył i bękarty nie mogą żerować na padlinie. Jednak słaby anioł mógłby pozwolić się ograbić wystarczająco silnemu bękartowi. Demon po zetknięciu z krwią anioła odnosi obrażenia, a dać anielskim skrzydłom wrosnąć w swoje rany to jak popełnić samobójstwo. Złota, ognista krew wypala wtedy naszą- czarną, trującą posokę.Osobiście skrzydła Chino nie robiły na mnie wrażenia. W ogóle anielskie skrzydła są...uciążliwe. Nie mogą ich przywoływać, bo zawsze wyrastają im z pleców. Zresztą po co im taki kamuflaż, skoro ludzie traktują ich jak bóstwa, a wśród aniołów skrzydła to najbardziej atrakcyjna część ciała. Demony to co innego. Zawsze knują w cieniu. Dla nas skrzydła są bardziej bronią aniżeli ozdobą.Chino dość mocno gestykulowała, odchodząc z tym młodym. Anioły są tak łatwe do sprowokowania... to idealne narzędzia. Dzięki niemu mogłem obserwować atak tym super kijkiem Mayu. Już od dłuższego czasu planuję go jej ukraść. Im mniej super broni mają aniołki, tym lepiej. Poza tym Lucyfer takie mi wydał rozkazy. Sam pewnie nie kiwnąłbym palcem. Ryu i jego przydupasy zaczęli wracać do naszego akademika, więc odsunąłem się od okna i usiadłem w miękkim fotelu przy moim biurku z czarnego dębu. Niecierpliwie zacząłem palcami, a raczej trochę dłuższymi już paznokciami, bębnić o blat masywnego mebla, co chwilę spoglądając na zegarek. Haniebne 2 minuty- tyle zajęło im dotarcie do mnie. -I? Jak mi poszło? - Ten głupek dumnym krokiem wmaszerował do mojego pokoju, razem ze swoją świtą. Posłałem im zimne spojrzenie. -Zamknij ryj. A wy- wskazałem jego kumpli- wypierdalać.- Zaczekałem, aż opuszczą moje lokum. Oprócz szurania ich stóp, a później zamykających się drzwi słyszałem tylko oddech Ryu. - Usiądź proszę- wskazałem mu fotel z drugiej strony mojego biurka, a kiedy to zrobił wstałem i stanąłem za jego plecami. -Fakt. Spełniłeś część powierzonego ci zadania, ale - pochyliłem się i jednocześnie szepcząc mu do ucha, chwyciłem w dłoń jego czarne pióra- nie podoba mi się, jak patrzysz na małą Chino- zacząłem gładzić połamane.- Ale patrzyłeś tylko na jej białe skrzydełka z odrazą, prawda Ryu? Przecież nie chciałbyś takich mieć... -Masaru, o co ci chodzi? - Udało mu się zachować całkowity spokój. -Och, o nic... Po prostu uważaj na tę anielicę. Może ściągnąć na ciebie kłopoty... -Przecież wiesz, że tylko lubię ją wkurzać! Jest nietykalna i zdaję sobie z tego sprawę doskonale! Szybkim ruchem pozbawiłem go "kępki" piór. Wrzasnął. -Nie przerywaj mi więcej- wyprostowałem się, podszedłem do okna i zapatrzyłem się w Lucyfera prowadzącego jakąś wysoką dziewczynę i anioła. Dziwny obrazek. - Możesz iść. Poślę po ciebie, jeśli nadarzy się nowa okazja. - Ryu zaczął się podnosić. Na placu pojawiła się Chino z tym nowym. Podeszła do Lucyfera, jednocześnie trzymając się od niego z daleka. Wyraźnie zainteresowała ją anielica. Jednak dwie nieznajome i, o dziwo- Lucyfer nagle zaczęli się śmiać. Chino i nowy odeszli. Usłyszałem zamykające się drzwi.- Nikt nie jest nietykalny- powiedziałem wpatrując się w plecy mojego dyrektora.Niespodziewanie odwrócił się i przysięgam- spojrzał na mnie, mimo, iż nie mógł dostrzec mnie przez kolorowe witraże w moim oknie. Prosto w oczy. A później to samo zrobiła nieznajoma.Na widok jej twarzy wciągnąłem ze świstem powietrze. -Cholera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz