Wieczorem jestem już pewna, że nie mam innego wyjścia. Wchodzę prosto w paszczę lwa.
Siła wyrzucenia z teleportu jak zwykle rzuciła mnie na ziemię. Przeturlałam się po podłodze. Podnosząc się powoli z pozycji kucającej starałam się dojrzeć jak najwięcej w kompletnej ciemności. Na nic zdały się moje wysiłki.
-Toluś...-usłyszałam Go za sobą. Jak zwykle zdrętwiałam.
Stojąc, jak słup soli i patrząc się w pustkę przed sobą starałam się nie dopuścić do własnego zawału- serce biło mi tak szybko. Już dawno nie odczuwałam strachu.
Poczułam jedynie, że zbliżył się do mnie. Później coś szorstkiego oplotło moje nadgarstki, unieruchamiając je z tyłu, później tą samą szorstkość poczułam na ramionach i kostkach.
-L-Lercara...- nie mogłam uwierzyć, że się zacięłam.
-Cii...
I w tym momencie poczułam ukłucie. Później nadszedł błogi sen.
"Czy ja nie miałam kogoś ratować? A kto uratuje mnie? Cholera..."
***
-Toluś! Hej! Tolkien do kurwy nędzy!
Szept Aless wyrwał mnie ze snu. Właściwie nie wiedziałam, kiedy otworzyłam oczy, bo dookoła panowały egipskie ciemności. Byłam związana, a w bucie nie wyczuwałam sztyletu...jak się nad tym zastanowić nie czułam też butów, ani innych ubrań prócz stanika i majtek... byłam półnaga!
-Als?-szepnęłam.
-No wreszcie!
-Nic ci nie jest? Gdzie jesteś?
-Wszystko dobrze. Siedzę naprzeciwko ciebie. Pod ścianą. Widzisz mnie?
Dojrzałam niewyraźny kształt. Tak, coś się tam ruszało.
-Nie najlepiej.
-Zbieraj tyłek. Spadamy stąd, zanim...
Nagle ktoś zaświecił światło.
-Zanim co?- najwyraźniej Lercare szalenie to bawiło.
-Cholera! Co ty sobie wyobrażasz?- Ales najwyraźniej czuła się swobodnie w jego obecności.
Natomiast ja przyjęłam opracowaną postawę.
Podszedł do łóżka, na którym siedziałam i spojrzał mi w oczy.
-Tolcia?
Byłam pewna, że moje duże, niebieskie oczy stały się jeszcze większe. Oto, jak jeden człowiek z wojowniczki, z samej Śmierci robi przerażoną dziewczynkę.
-Toluś-poczułam jego rękę na policzku- mów do mnie.
-Zostaw ją w spokoju- mruknęła Als spod ściany.
Ale on cały czas patrzył.
-Co tu się odpierdala?- pięknie! Mamy złożone zdanie przesycone wulgaryzmem, w dodatku płynnie wypowiedziane-postęp.
Zaśmiał się.
-Perełko...zorganizowałem nam zabawę. Tak wcześnie ostatnio wyszłaś... nie miałem szans na zbyt wiele.
Poczułam wręcz, jak Aless wypala mi spojrzeniem dziurę w głowie. Nie powiedziałam jej.
-Wykonałam zadanie, więc zniknęłam. To co teraz robisz... właściwie po co ci my dwie?
-Daj spokój, czubku. Takie głupie pytania zadawać- uśmiechnął się.
-Czyli nie masz żadnych złych zamiarów?- usłyszałam spokojny głos Als.
-Oczywiście, że nie... nie do końca-znowu wyszczerzył zęby. Uśmiechał się do nas, jakby patrzył na swoją kolację.
-Więc po co te...sznury?-dopytywałam się.
-Och... środki ostrożności. Ty zawsze jesteś grzeczna, ale Als... to po prostu czysta Wojna.
-Wcale nie jestem taka grzeczna- powiedziałam o wiele za cicho.
Jeden człowiek. Niższa pozycja, ale dla mnie i tak zawsze jest ponad. Kurwa.
Swoimi słowami wywołałam jedynie jego śmiech.
-Koniec pierdolenia. Czas na zabawę.
Szept Aless wyrwał mnie ze snu. Właściwie nie wiedziałam, kiedy otworzyłam oczy, bo dookoła panowały egipskie ciemności. Byłam związana, a w bucie nie wyczuwałam sztyletu...jak się nad tym zastanowić nie czułam też butów, ani innych ubrań prócz stanika i majtek... byłam półnaga!
-Als?-szepnęłam.
-No wreszcie!
-Nic ci nie jest? Gdzie jesteś?
-Wszystko dobrze. Siedzę naprzeciwko ciebie. Pod ścianą. Widzisz mnie?
Dojrzałam niewyraźny kształt. Tak, coś się tam ruszało.
-Nie najlepiej.
-Zbieraj tyłek. Spadamy stąd, zanim...
Nagle ktoś zaświecił światło.
-Zanim co?- najwyraźniej Lercare szalenie to bawiło.
-Cholera! Co ty sobie wyobrażasz?- Ales najwyraźniej czuła się swobodnie w jego obecności.
Natomiast ja przyjęłam opracowaną postawę.
Podszedł do łóżka, na którym siedziałam i spojrzał mi w oczy.
-Tolcia?
Byłam pewna, że moje duże, niebieskie oczy stały się jeszcze większe. Oto, jak jeden człowiek z wojowniczki, z samej Śmierci robi przerażoną dziewczynkę.
-Toluś-poczułam jego rękę na policzku- mów do mnie.
-Zostaw ją w spokoju- mruknęła Als spod ściany.
Ale on cały czas patrzył.
-Co tu się odpierdala?- pięknie! Mamy złożone zdanie przesycone wulgaryzmem, w dodatku płynnie wypowiedziane-postęp.
Zaśmiał się.
-Perełko...zorganizowałem nam zabawę. Tak wcześnie ostatnio wyszłaś... nie miałem szans na zbyt wiele.
Poczułam wręcz, jak Aless wypala mi spojrzeniem dziurę w głowie. Nie powiedziałam jej.
-Wykonałam zadanie, więc zniknęłam. To co teraz robisz... właściwie po co ci my dwie?
-Daj spokój, czubku. Takie głupie pytania zadawać- uśmiechnął się.
-Czyli nie masz żadnych złych zamiarów?- usłyszałam spokojny głos Als.
-Oczywiście, że nie... nie do końca-znowu wyszczerzył zęby. Uśmiechał się do nas, jakby patrzył na swoją kolację.
-Więc po co te...sznury?-dopytywałam się.
-Och... środki ostrożności. Ty zawsze jesteś grzeczna, ale Als... to po prostu czysta Wojna.
-Wcale nie jestem taka grzeczna- powiedziałam o wiele za cicho.
Jeden człowiek. Niższa pozycja, ale dla mnie i tak zawsze jest ponad. Kurwa.
Swoimi słowami wywołałam jedynie jego śmiech.
-Koniec pierdolenia. Czas na zabawę.
***
Obudziłam się cała obolała, naga i czułam się, jak człowiek na pustyni. Wody...
Podniosłam się na łokciach i od razu tego pożałowałam, bo wstrząs spowodowany widokiem Lercary i Als po jego drugiej stronie był ogromny. Przypomniałam sobie wczorajsze (tak sądzę, że wczorajsze nie miałam pojęcia jaka to była pora dnia) szaleństwa. Złapałam się za głowę. Kurwa...
Zegarek- gdzieś tutaj stał, o ile dobrze pamiętałam. Leżał za wywróconą szafką nocną. 10.00 rano.
"Mam zlecenie do zrobienia!"
Dobrze wiedzieć, że mój umysł jednak wciąż działał, jak na zabójczynię przystało.
Podniosłam się. W kącie pokoju odnalazłam swój czarny skórzany kombinezon oraz broń. Wyszykowałam się, ale przed wyjściem musiałam zrobić jeszcze jedno.
Podeszłam do łóżka i przechylając się nad Lercara musnęłam ustami wargi Als. Zawsze tak robiłam, kiedy wychodziłam. Podnosząc się zobaczyłam ciemne oczy spoglądające wprost na mnie i krzywy uśmieszek.
-A ja?
-Śpieszę się...
-Musimy pogadać. Musisz mi wytłumaczyć więcej niż ostatnio.
Skrzywiłam się.
-Wiem. Wrócę tu, kiedy wykonam zlecenie. Pilnuj Als, Zarazo. I nie pozabijajcie się.
Podniosłam się na łokciach i od razu tego pożałowałam, bo wstrząs spowodowany widokiem Lercary i Als po jego drugiej stronie był ogromny. Przypomniałam sobie wczorajsze (tak sądzę, że wczorajsze nie miałam pojęcia jaka to była pora dnia) szaleństwa. Złapałam się za głowę. Kurwa...
Zegarek- gdzieś tutaj stał, o ile dobrze pamiętałam. Leżał za wywróconą szafką nocną. 10.00 rano.
"Mam zlecenie do zrobienia!"
Dobrze wiedzieć, że mój umysł jednak wciąż działał, jak na zabójczynię przystało.
Podniosłam się. W kącie pokoju odnalazłam swój czarny skórzany kombinezon oraz broń. Wyszykowałam się, ale przed wyjściem musiałam zrobić jeszcze jedno.
Podeszłam do łóżka i przechylając się nad Lercara musnęłam ustami wargi Als. Zawsze tak robiłam, kiedy wychodziłam. Podnosząc się zobaczyłam ciemne oczy spoglądające wprost na mnie i krzywy uśmieszek.
-A ja?
-Śpieszę się...
-Musimy pogadać. Musisz mi wytłumaczyć więcej niż ostatnio.
Skrzywiłam się.
-Wiem. Wrócę tu, kiedy wykonam zlecenie. Pilnuj Als, Zarazo. I nie pozabijajcie się.
Wow
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńAW na razie zawieszam :) Pod koniec kwietnia wznowię.
Usuń