Tak samo było i w moim przypadku.
Po rozmowie z Lercarą po prostu położyliśmy się spać. Nie odezwałam się do Aless pewna, że wszystko z nią jest w jak najlepszym porządku i nie powinnam zawracać jej głowy. Zerwałam się z łóżka równo ze wschodem słońca i ruszyłam na polowanie.
Używając laptopa LF'a przeniosłam się do odpowiedniego miasta, załatwiłam gościa, na którego zlecenie dostałam od Nes. Kiedy byłam w trakcie pozorowania samobójstwa nieoczekiwanie pojawił się za mną Lercara. Dość niezgrabnie wypadł z teleportu.
Świetnie.
-O kurwa! Toluś! Co tu się stało?
Westchnęłam. Musiałam mu w końcu wytłumaczyć i tę część.
-Lercara...-zaczęłam cicho- nie wdepnij proszę w krew. To mogłoby napytać mi sporo kłopotów... choć może bardziej tobie. W końcu odbijesz podeszwę swojego buta, nie mojego.
-Tola- mruknął groźnie. Wręcz zobaczyłam, mimo, iż stał za mną, jak mruży oczy.-Nie pierdol od rzeczy.
-Smerfie Nerwusie! Hola!- zachichotałam wkładając ofierze nóż w dłoń.
Podniosłam się i przez chwilę obserwowałam moje dzieło.
Przy czarnym skórzanym fotelu leżał około 25-30-letni mężczyzna z podciętym gardłem. Nie wiedziałam kim był, ponieważ Nes zawsze podawała mi jedynie adres. Ale ten tutaj skurczybyk spodziewał się mnie. Kiedy tylko przekroczyłam teleport rzucił się na mnie i wylądowałam na podłodze przygnieciona jego ciężarem. Nie zdołałam wyciągnąć broni z kabury. Natomiast napastnik czekał już z naostrzonym nożem, który swoją drogą był całkiem fajny. Wyglądał groźnie. Odrobinę zakrzywiony i ostry jak cholera, o czym przekonało się moje ciało. To on pierwszy przelał krew. I naprawdę mnie tym zmartwił. Ponieważ zostawił moje DNA na swoim burgundowym dywanie.
Gniotąc mnie swoją masą ciął moje przedramię. Chciał szyję, ale odważnie zasłoniłam się ręką. Nes mówiła, że będzie łatwym celem, więc nie zakładałam całej skóry, jedynie broń za paski, bokserkę i skórzane spodnie. A tu taka niespodzianka.
Zdołałam go z siebie zrzucić i po kilu unikach przed jego nożem udało mi się wytrącić mu go z ręki zwinnym kopniakiem. Rzuciliśmy się po niego, ale ja dopadłam go pierwsza... Wtedy ten facet usiadł na fotelu i zaczął płakać.
Zrozumiał przegraną. Poddał się. Nie chciałam wiedzieć, co zrobił Nes. Przejechałam mu nożem po gardle i wtedy zjawił się Lercara. A teraz czekał na wytłumaczenie.
-Jestem płatną morderczynią, jeśli o to- wskazałam rękę stygnącego trupa- ci chodzi.
Zaskoczenie odmalowało się w jego oczach.
-Ty zabiłaś go... dla pieniędzy?
-Tak, ale nie tylko. Potrzebuję przysługi od mojego zleceniodawcy.
-To znaczy od kogo? I jakiej przysługi.
-Nie mogę powiedzieć- posłał mi karcące spojrzenie. Tyle wystarczyło. On wiedział, że może ze mną robić co chce.-Nestya. Ale powiesz to komuś, a wyrwę ci jaja.
-Myślałem, że je lubisz- uniósł brew.
Czasami patrzysz komuś w oczy, a on z uśmiechem odwzajemnia ten gest. Czasami jest też niezręcznie, bo tego nie robi. Tym razem jednak Lercara postanowił się do mnie wyszczerzyć.
Zbliżyłam się do niego, zarzuciłam ręce na szyję... i zemdlałam.
***
Obudziłam się odrętwiała. Bolała mnie ręka. Przeciągnęłam się i odwróciłam na drugi bok, napotykając spojrzenie ciemnych oczu.
-Opatrzona, nie martw się.
Siedział obok opierając się na poduszce. Na kolanach trzymał laptop z włączoną grą. Pewnie był dziś jakiś specjalny event.
-Która jest godzina?- miałam okropnie wysuszone gardło.
-19, maleńka. Trochę pospałaś. Ale przynajmniej słodko pochrapywałaś obok mnie.
-Ja nie chrapię.
Na jego ustach błąkał się uśmiech.
-Mówiłeś coś Als? Gdzie jestem? Albo, czy coś mi się stało?
-Nie.
-To dobrze. Nie chcę jej martwić.
-Zapominasz, że ona nie jest ze szkła. Będzie się martwić, bo się nie odzywasz.
-Nie pokażę się jej z tą ręką- uniosłam ją pokazując bandaże, którymi została owinięta prze LF'a.- Gdyby to zobaczyła...wtedy dopiero zaczęłaby się zamartwiać. I nie pozwoliłaby mi już wychodzić.
-Toluś-westchnął- obie zapominacie o swojej sile. Wojna da sobie rade z takim draśnięciem. Miała gorsze rany...
-Ale ja nie pokazuję się jej poharatana! Za około tydzień powinno zniknąć. Dzięki ci Boże za przyśpieszoną regenerację.
-Głupiutkie jesteście obie- pokręcił głową.
-Wiem.
Zamknęłam oczy bijąc się z poczuciem winy. Dźwięk kliknięć myszką odrobinę mnie rozpraszał, za co byłam wdzięczna LF'owi. Kiedy znowu na niego spojrzałam marszczył brwi i pocierając gładko ogoloną brodę wpatrywał się w świecący ekran. Podobała mi się poza myśliciela w jego wykonaniu. Nieśmiało dotknęłam palcem jego boku.
-Potrzebuję twojej pomocy przy zleceniach. Nie chcę się narażać z tą ręką... a muszę je przecież wykonać. Bez obaw! Oddam ci 80% mojej nagrody za fatygę!
Odstawił laptop na stolik i patrzył na mnie chwilę w milczeniu, jakby obliczał, na ile jest to dla niego opłacalny układ.
Nagle przytulił mnie do siebie, zgasił światło, okrył nas kołdrą i kiedy już wtuliłam się w jego bok, przyciskana przez męskie ramię, on szepnął:
-Pomogę ci za darmo, głupolu.
Miałam ochotę go wyściskać... i nie tylko.
-Opatrzona, nie martw się.
Siedział obok opierając się na poduszce. Na kolanach trzymał laptop z włączoną grą. Pewnie był dziś jakiś specjalny event.
-Która jest godzina?- miałam okropnie wysuszone gardło.
-19, maleńka. Trochę pospałaś. Ale przynajmniej słodko pochrapywałaś obok mnie.
-Ja nie chrapię.
Na jego ustach błąkał się uśmiech.
-Mówiłeś coś Als? Gdzie jestem? Albo, czy coś mi się stało?
-Nie.
-To dobrze. Nie chcę jej martwić.
-Zapominasz, że ona nie jest ze szkła. Będzie się martwić, bo się nie odzywasz.
-Nie pokażę się jej z tą ręką- uniosłam ją pokazując bandaże, którymi została owinięta prze LF'a.- Gdyby to zobaczyła...wtedy dopiero zaczęłaby się zamartwiać. I nie pozwoliłaby mi już wychodzić.
-Toluś-westchnął- obie zapominacie o swojej sile. Wojna da sobie rade z takim draśnięciem. Miała gorsze rany...
-Ale ja nie pokazuję się jej poharatana! Za około tydzień powinno zniknąć. Dzięki ci Boże za przyśpieszoną regenerację.
-Głupiutkie jesteście obie- pokręcił głową.
-Wiem.
Zamknęłam oczy bijąc się z poczuciem winy. Dźwięk kliknięć myszką odrobinę mnie rozpraszał, za co byłam wdzięczna LF'owi. Kiedy znowu na niego spojrzałam marszczył brwi i pocierając gładko ogoloną brodę wpatrywał się w świecący ekran. Podobała mi się poza myśliciela w jego wykonaniu. Nieśmiało dotknęłam palcem jego boku.
-Potrzebuję twojej pomocy przy zleceniach. Nie chcę się narażać z tą ręką... a muszę je przecież wykonać. Bez obaw! Oddam ci 80% mojej nagrody za fatygę!
Odstawił laptop na stolik i patrzył na mnie chwilę w milczeniu, jakby obliczał, na ile jest to dla niego opłacalny układ.
Nagle przytulił mnie do siebie, zgasił światło, okrył nas kołdrą i kiedy już wtuliłam się w jego bok, przyciskana przez męskie ramię, on szepnął:
-Pomogę ci za darmo, głupolu.
Miałam ochotę go wyściskać... i nie tylko.
***
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
-To był ostatni?
-Tak..nie wiem jak mam ci dziękować.
-Coś wymyślę, skarbie.
Zachichotałam.
Tydzień. Spędziłam tydzień u LF'a. Wskazywałam mu cele, ćwiczyłam walkę, mówiłam gdzie najlepiej wbić ostrze i w jaki sposób. Dużo wiedział z doświadczenia. Nie był nierozgarnięty. Ja musiałam tylko odrobinę doszlifować jego umiejętności. Zaczął przewyższać mnie już drugiego dnia ćwiczeń. "Uczeń przerósł mistrza." Do Aless wciąż się nie odezwałam. Czekałam, aż się zagoi. Po tygodniu głęboka rana bardziej przypominała zadrapanie.
Zapytacie czemu nie dałam przez tydzień znaku życia mojej kobiecie?
Też chciałabym wiedzieć.
Czułam się głupio na myśl, że po 7 dniach nieobecności napiszę jej "Hej, jak tam?". Poczucie winy zalewało mnie do tego stopnia, że wolałam iść topić się pod prysznicem.
-Może do niej wpadniesz?- Lercara zagadał mnie, kiedy wyjmował moje przemoczone i zziębnięte ciało spod strumieni wody, już kolejny raz.
-Nic mi nie jest- owijałam się w ręcznik i kładłam do łóżka, nie wierząc we własne słowa.
-Daj spokój! Mój rachunek za wodę będzie kosmiczny, bo ty boisz się do niej odezwać. To skończy się źle. Ja zbankrutuję, a ona cię zabije. I pewnie mnie też przy okazji.
-Dostaniesz tyle pieniędzy, że ten rachuneczek to będzie pikuś. A Als sama się zajmę. Jeszcze tylko dwójka i wracam... wrócę do niej- starałam się wbić to sobie do łba.
Dziś był siódmy dzień. Ostatnie zlecenie właśnie zostało wykonane. Zabiliśmy dziewczynę razem. Powiesiliśmy ją.
-To wracamy do mnie, żebyś mogła mi się odwdzięczyć-LF uśmiechnął się drapieżnie i pociągnął mnie do teleportu.
Wpadliśmy do ciemnego pokoju.
-Cholera cieszę się, że twoje lenistwo sięgnęło do tego stopnia, że nie chciałaś przynieść sobie ubrań. W moich wyglądasz bosko.
Wylądowałam na łóżku, a on wgramolił się na nie zaraz za mną. Wisząc nade mną wpatrywał się w moje wiecznie smutne oczy. Oplotłam go nogami, dłońmi przyciągnęłam twarz. Bałam się, że mogłabym się rozpłakać, gdyby patrzył na mnie jeszcze chwilę.
-To był ostatni?
-Tak..nie wiem jak mam ci dziękować.
-Coś wymyślę, skarbie.
Zachichotałam.
Tydzień. Spędziłam tydzień u LF'a. Wskazywałam mu cele, ćwiczyłam walkę, mówiłam gdzie najlepiej wbić ostrze i w jaki sposób. Dużo wiedział z doświadczenia. Nie był nierozgarnięty. Ja musiałam tylko odrobinę doszlifować jego umiejętności. Zaczął przewyższać mnie już drugiego dnia ćwiczeń. "Uczeń przerósł mistrza." Do Aless wciąż się nie odezwałam. Czekałam, aż się zagoi. Po tygodniu głęboka rana bardziej przypominała zadrapanie.
Zapytacie czemu nie dałam przez tydzień znaku życia mojej kobiecie?
Też chciałabym wiedzieć.
Czułam się głupio na myśl, że po 7 dniach nieobecności napiszę jej "Hej, jak tam?". Poczucie winy zalewało mnie do tego stopnia, że wolałam iść topić się pod prysznicem.
-Może do niej wpadniesz?- Lercara zagadał mnie, kiedy wyjmował moje przemoczone i zziębnięte ciało spod strumieni wody, już kolejny raz.
-Nic mi nie jest- owijałam się w ręcznik i kładłam do łóżka, nie wierząc we własne słowa.
-Daj spokój! Mój rachunek za wodę będzie kosmiczny, bo ty boisz się do niej odezwać. To skończy się źle. Ja zbankrutuję, a ona cię zabije. I pewnie mnie też przy okazji.
-Dostaniesz tyle pieniędzy, że ten rachuneczek to będzie pikuś. A Als sama się zajmę. Jeszcze tylko dwójka i wracam... wrócę do niej- starałam się wbić to sobie do łba.
Dziś był siódmy dzień. Ostatnie zlecenie właśnie zostało wykonane. Zabiliśmy dziewczynę razem. Powiesiliśmy ją.
-To wracamy do mnie, żebyś mogła mi się odwdzięczyć-LF uśmiechnął się drapieżnie i pociągnął mnie do teleportu.
Wpadliśmy do ciemnego pokoju.
-Cholera cieszę się, że twoje lenistwo sięgnęło do tego stopnia, że nie chciałaś przynieść sobie ubrań. W moich wyglądasz bosko.
Wylądowałam na łóżku, a on wgramolił się na nie zaraz za mną. Wisząc nade mną wpatrywał się w moje wiecznie smutne oczy. Oplotłam go nogami, dłońmi przyciągnęłam twarz. Bałam się, że mogłabym się rozpłakać, gdyby patrzył na mnie jeszcze chwilę.
***
Rano pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam. Teleportowałam się do siebie. Przebrnęłam przez tę podróż, niestety dość niefortunnie upadłam dźgając się sztyletem w brzuch. Na szczęście nie była to poważna rana.
Zaklęłam pod nosem. Ubrałam szarą, luźną koszulkę i położyłam się do łóżka.
Kilka godzin później ktoś zaczął potrząsać moim ramieniem.
-Tola!
-Cholera- przetarłam zaspane oczy- Diamond? Co ty tu...?
-Naprawdę? Na tylko tyle cię stać? Gdzieś ty była?!
- Załatwiałam interesy.
-Doprawdy? Teraz pewnie Wojna załatwi ciebie- dźgnęła mnie w pierś. -Już jej powiedziałam, że jesteś. Zaraz tu będzie.
-Co zrobiłaś!?
W tym momencie zamigał ekran mojego laptopu i przed nami zmaterializowała się gniewna wojna w pełnej krasie. Czerwone włosy, niczym krew moich ofiar, opadały jej na ramiona kaskadą fal. Gniewne spojrzenie czerwonych oczu pożerało niewinność dusz pozostawiając samą wściekłość. I właśnie to spojrzenie skierowała na mnie.
-Gdzie. Byłaś.- Mimo, iż było to pytanie wcale tak nie brzmiało. Bardziej jak groźba, bądź obietnica śmierci w męczarniach.
Jednak nieważne, jak zła była, w moich oczach stanęły łzy wzruszenia.
Boże, co ja sobie myślałam? Dlaczego dążę do niechybnego pozbycia się największego szczęścia, jakie mnie w życiu spotkało?Diamond ewakuowała się na bezpieczne tyły pokoju, podczas kiedy Wojna patrzyła na mnie chcąc zabić mnie jednym spojrzeniem. Niestety moje nieusłużne serce jedynie przyśpieszyło na ten gest.
-Tu i tam...- mruknęłam w końcu wymijająco. Starałam się za wszelką cenę ukryć szalejącą we mnie burzę uczuć. Miłość i nienawiść, zaufanie i zdradę.
-U niego, prawda?-nim zdążyłam zaprzeczyć, co oczywiście oznaczałoby oszukanie jej, ona sama sobie odpowiedziała.- No ależ oczywiście, że u niego! Głupio pytam- prychnęła.
-Als- spróbowałam do niej przemówić.
-Dlaczego nie dałaś mi żadnego znaku-przerwała mi.- Czy to dla ciebie, aż tak wiele? Dlaczego?
-Nie miałam czasu- kolejne kłamstwo wypłynęło z moich ust.
-Nie miałaś czasu?- zaśmiała się gorzko.- O tak musielibyście być bardzo zajęci- spojrzała w kierunku Diamond.- Nie miała czasu!
Nim się spostrzegłam chwyciła poduszkę, która leżała w stopach mojego łóżka i rzuciła mi nią prosto w twarz. Nie miałam nawet chwili, by stwierdzić, jak bardzo bolało, bo rzuciła się na mnie z krzykiem.
-Gówno, a nie- nie miałaś czasu!
Zaczęła okładać moją głowę pięściami. Poduszka w ogóle nie tłumiła ciosów. Czułam jej słodką rączkę na całej twarzy. W końcu znowu nastała światłość- zdjęła poduszkę z mojej twarzy. Nie widziałam jej. Moja twarz musiała wyglądać, jak siedem nieszczęść, bo jedyne co widziałam to oślepiające światło i niewyraźna twarz Als, która siedziała na mnie okrakiem, wrzeszcząc coś. Krew zalewała mi oczy
Nic nie słyszałam. Nic oprócz szumu w uszach.
Coś kapnęło na mój polik, zapiekło. I znowu, i znowu, i jeszcze raz. Dotarło do mnie, że płakała. Przeze mnie.
-Als...nie- szepnęłam, usiadłam i na oślep zaczęłam wycierać jej łzy.- Tylko nie to. Nie płacz. Proszę bij mnie dalej, bo zasłużyłam, ale nie płacz.
Nasze spojrzenia się spotkały, a wtedy ona wydała z siebie jęk cierpienia.
-Co ja z tobą zrobiłam? Toluś...
-Ciii...zasłużyłam.
Przycisnęłam ją do siebie, tuląc twarz do jej piersi. Bolało jak cholera, najmniejsze dotknięcie. Ale to nie było ważne, bo liczyła się tylko ona.
Zaklęłam pod nosem. Ubrałam szarą, luźną koszulkę i położyłam się do łóżka.
Kilka godzin później ktoś zaczął potrząsać moim ramieniem.
-Tola!
-Cholera- przetarłam zaspane oczy- Diamond? Co ty tu...?
-Naprawdę? Na tylko tyle cię stać? Gdzieś ty była?!
- Załatwiałam interesy.
-Doprawdy? Teraz pewnie Wojna załatwi ciebie- dźgnęła mnie w pierś. -Już jej powiedziałam, że jesteś. Zaraz tu będzie.
-Co zrobiłaś!?
W tym momencie zamigał ekran mojego laptopu i przed nami zmaterializowała się gniewna wojna w pełnej krasie. Czerwone włosy, niczym krew moich ofiar, opadały jej na ramiona kaskadą fal. Gniewne spojrzenie czerwonych oczu pożerało niewinność dusz pozostawiając samą wściekłość. I właśnie to spojrzenie skierowała na mnie.
-Gdzie. Byłaś.- Mimo, iż było to pytanie wcale tak nie brzmiało. Bardziej jak groźba, bądź obietnica śmierci w męczarniach.
Jednak nieważne, jak zła była, w moich oczach stanęły łzy wzruszenia.
Boże, co ja sobie myślałam? Dlaczego dążę do niechybnego pozbycia się największego szczęścia, jakie mnie w życiu spotkało?Diamond ewakuowała się na bezpieczne tyły pokoju, podczas kiedy Wojna patrzyła na mnie chcąc zabić mnie jednym spojrzeniem. Niestety moje nieusłużne serce jedynie przyśpieszyło na ten gest.
-Tu i tam...- mruknęłam w końcu wymijająco. Starałam się za wszelką cenę ukryć szalejącą we mnie burzę uczuć. Miłość i nienawiść, zaufanie i zdradę.
-U niego, prawda?-nim zdążyłam zaprzeczyć, co oczywiście oznaczałoby oszukanie jej, ona sama sobie odpowiedziała.- No ależ oczywiście, że u niego! Głupio pytam- prychnęła.
-Als- spróbowałam do niej przemówić.
-Dlaczego nie dałaś mi żadnego znaku-przerwała mi.- Czy to dla ciebie, aż tak wiele? Dlaczego?
-Nie miałam czasu- kolejne kłamstwo wypłynęło z moich ust.
-Nie miałaś czasu?- zaśmiała się gorzko.- O tak musielibyście być bardzo zajęci- spojrzała w kierunku Diamond.- Nie miała czasu!
Nim się spostrzegłam chwyciła poduszkę, która leżała w stopach mojego łóżka i rzuciła mi nią prosto w twarz. Nie miałam nawet chwili, by stwierdzić, jak bardzo bolało, bo rzuciła się na mnie z krzykiem.
-Gówno, a nie- nie miałaś czasu!
Zaczęła okładać moją głowę pięściami. Poduszka w ogóle nie tłumiła ciosów. Czułam jej słodką rączkę na całej twarzy. W końcu znowu nastała światłość- zdjęła poduszkę z mojej twarzy. Nie widziałam jej. Moja twarz musiała wyglądać, jak siedem nieszczęść, bo jedyne co widziałam to oślepiające światło i niewyraźna twarz Als, która siedziała na mnie okrakiem, wrzeszcząc coś. Krew zalewała mi oczy
Nic nie słyszałam. Nic oprócz szumu w uszach.
Coś kapnęło na mój polik, zapiekło. I znowu, i znowu, i jeszcze raz. Dotarło do mnie, że płakała. Przeze mnie.
-Als...nie- szepnęłam, usiadłam i na oślep zaczęłam wycierać jej łzy.- Tylko nie to. Nie płacz. Proszę bij mnie dalej, bo zasłużyłam, ale nie płacz.
Nasze spojrzenia się spotkały, a wtedy ona wydała z siebie jęk cierpienia.
-Co ja z tobą zrobiłam? Toluś...
-Ciii...zasłużyłam.
Przycisnęłam ją do siebie, tuląc twarz do jej piersi. Bolało jak cholera, najmniejsze dotknięcie. Ale to nie było ważne, bo liczyła się tylko ona.
Kocham Cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz