Biegłam i przepychałam się pomiędzy ludźmi, by zdążyć do swojego sektora przed ciszą nocną. Byłam w D, a mieszkałam w A. Kawałek drogi miałam już za sobą. Sektor C! Trącani przeze mnie ludzie odwracali się obruszeni, posyłali mi groźne spojrzenia, a czasem nawet grzecznie pytali:
-Dokąd Ci tak śpieszno? Chcesz nas pozabijać?
Nie miałam czasu im odpowiedzieć. Moja mama zapłakałaby nad moimi manierami, które tak wytrwale próbowała zmienić. Przez 17 lat uczono mnie bycia milutką. Muszę przyznać, że nie do końca im to wyszło. Sektor B- jestem już prawie na miejscu. Zerknęłam na złoty zegarek po babci, który zdobił mój nadgarstek. Nie, nie noszę na co dzień takiej bogatej biżuterii, jeśli tak pomyśleliście. Wracałam ze spotkania z...
przyjacielem. Który jest miłością mojego życia. Niestety jutro są jego osiemnaste urodziny.
Podobno kiedyś to znaczy,kiedy ziemia należała do ludzi, nastolatki czciły ten dzień. Teraz każdemu osiemnastoletniemu młodzikowi bądź młódce życzy się podjęcia dobrej decyzji. Jest więcej zawodzenia matek niż radości.
Każdy pełnoletni mężczyzna i kobieta mają obowiązek wybrać, czy dołączą do Rewolucjonistów, czy zostaną tutaj, razem z Zaopatrzeniowcami. Nie jest żadną tajemnicą, że Rewolucjonistów jest coraz mniej, dlatego ustalono limit. Co roku min. 10 000 Zaopatrzeniowców musi zmienić stronę. Rozłóżmy to na 10 sektorów, bo tyle ich jest. W sektorze J żyją jednak bogacze, które najprościej w świecie wykupują swoje dzieci. Nie fair? Jak całe tutejsze życie.
Ja mam dopiero 17 lat i nie mogę pojąć, dlaczego Vin chce mnie zostawić. Żyliśmy marzeniami o dużej rodzinie, a dziś on oznajmia mi, że jutro dołączy do Rewolucjonistów. Nie próbowałam go przekonać- w jego oczach widziałam, że już dawno podjął decyzję. Pomimo tego, jak bardzo mnie zranił nie mogłam płakać. Uczą nas tego w szkołach.
-Nie wolno się wam rozklejać, ponieważ ktoś postanowi walczyć za nasz świat i zostać naszą nadzieją. Może tego teraz nie widzicie, ale bez Rewolucjonistów nie będzie nadziei- takie słowa słyszeliśmy bardzo często od naszego nauczyciela czegoś na kształt wiedzy o społeczeństwie. Był byłym Rewolucjonistą, ale stracił nogę i poprosił o przeniesienie.
W naszym społeczeństwie przykładano się do wszystkiego i starano za trzech, ponieważ "każdy musi odegrać rolę w odzyskaniu Ziemi".
Zostało mi 10 minut, a ja byłam już prawie przy ogromnych wrotach, nad którymi wisiała czarna litera A.
Zobaczyłam, że w moim sektorze panuje jakieś zamieszanie. Przyśpieszyłam o tyle o ile było to możliwe i zobaczyłam ich. Trzech Rewolucjonistów. Obok mnie dwójka starszych mężczyzn, mocno posiwiałych, rozmawiała ze sobą.
-Znowu przyszli zabrać nasze zapasy? Darmozjady, my tu harujemy, a oni biegają z karabinkami i zabierają to co ich zdaniem im się należy, ponieważ "walczą"- starszy pan szczególnie nasączył jadem to słowo- o wolność.
-Ciszej ktoś cię usłyszy!-syknął ten drugi.
-A niech słyszą!- podniósł głos- Rewolucjoniści wymrą prędzej, czy później! Byłoby lepiej gdyby już nie karmili nas fałszywą nadzieją!- Wszyscy w sali zwrócili uwagę na starszego pana, zwłaszcza jeden z Rewolucjonistów, który ruszył w jego stronę.-Wy tylko umierać potraficie! Pokonaliście choć jedną z tych maszyn?
W tej chwili coś we mnie pękło. Ja od zawsze podziwiałam Rewolucjonistów. Byłam ich fanką i z niecierpliwością czekałam na nowe informacje o kolejnych misjach. A teraz ktoś kwestionował ich zasługi.
-To może pan nas ocali?-zapytałam, a starzec zwrócił zaskoczone oczy w moją stronę.- Przez całe życie siedzi pan tutaj! Bezpieczny i ukryty głęboko pod ziemią. A pomyślał pan, dlaczego jest pan bezpieczny? No właśnie! Bo ktoś pilnuje pańskiego tyłka! Do jasnej cholery! Obudź się człowieku. Jest pan zwykłym tchórzem.
Staruszek sposępniał. Było po nim widać, że nie może znaleźć słów.
Odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia do swojego pokoju. Wszyscy się na mnie gapili.Zrobiłam niezłe zamieszanie. Spuściłam wzrok na swoje stopy odrobinę zmieszana. Ludzie usuwali mi się z drogi. Widziałam ich odsuwające się przede mną stopy. Aż w końcu natrafiłam na 3 pary wojskowych butów, które nijak nie ustępowały mi z drogi. Uniosłam głowę i zobaczyłam trzech Rewolucjonistów w ciemnych mundurach, karabinami przewieszonymi przez plecy. Przyglądali się mi, a ja im. Czy każdy żołnierz musiał być przystojny? Bo ci byli, bez wyjątku. Wszyscy byli młodzi i mieli pewnie około trzydziestki.
-Jesteśmy pod wrażeniem- rzucił jeden z nich. Miał jasne włosy i śmiejące się, zielone oczy.
-Właśnie- drugi pokiwał głową z aprobatą. Jego czarna czupryna nie dodawała mu tyle męskości, co blizna na policzku ciągnąca się od ucha do kącika ust.- Takie otwarte sprzeciwianie się wymaga odwagi, dziewczyno.
Ostatni z nich uporczywie przyglądał mi się w milczeniu.
-Ile masz lat?
-17- uśmiechnęłam się nieśmiało.- Tylko 17.
-Widzimy się w przyszłym roku, co?
Trzeci Rewolucjonista wciąż wpatrywał się we mnie. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale spojrzałam mu w oczy i z powagą odparłam im:
-Tak, do zobaczenia.
Właśnie w tej chwili rozległ się dźwięk sygnalizujący ciszę nocną. Rozejrzałam się i ku mojemu zdziwieniu na sali nie było żywej duszy. No nie... mam kłopoty.
-Odprowadzę ją.
No proszę. Trzeci Rewolucjonista potrafił mówić! I co to był za głos... aż mi kolana zmiękły, a znaczenie jego słów prawie do mnie nie dotarło, bo miałam ochotę paść na kolana i prosić go, by powiedział coś jeszcze, bym mogła usłyszeć ten niezmiernie uwodzicielski i seksowny głos.
-Gdzie mieszkasz...?
-Alex-przedstawiłam się.- Nr. 666.
-Co za szatański pokój- zaśmiał się.
Moje wargi drgnęły mimowolnie. Interesował się takimi rzeczami? Szliśmy w milczeniu jakiś czas kiedy uświadomiłam sobie, że mogłabym dowiedzieć się czegoś więcej o nim.
-A mogę zapytać o twoje imię?
-Pytać zawsze możesz.
-Więc... jak masz na imię?
-Tajemnica księżniczko.
Szczęka mi opadła.
-Nie chcę, żeby ci się później śniło po nocach...
A to arogancki dupek! Jednak tylko wzmożył moją ciekawość.
-Akurat. Pewnie jest dziwne albo kobiece i dlatego nie chcesz się pochwalić- powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
Zaśmiał się.
-Tak sobie wmawiaj. Może ciekawość będzie dla ciebie łaskawsza i nie pożre cię w całości.
Uśmiech błąkał się na jego pełnych ustach. Stanęliśmy pod drzwiami mojej kwatery i bezwstydnie gapiliśmy się na siebie.
Miał ciemnobrązowe włosy, które aż prosiły się, aby je przeczesać, a w brązowych oczach tańczyły złote ogniki. Nie musiałam chyba dodawać, że jak na Rewolucjonistę przystało był umięśniony. Przykład prawdziwego mężczyzny.
-Dobranoc Panie Tajemniczy.
Zbliżył się odrobinę. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy.
-W twoich oczach można by utonąć, księżniczko. Najpiękniejsze i najbardziej hipnotyzujące jakie w życiu widziałem.
Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się komplementu, a na pewno nie takiego głębokiego i może nawet intymnego. Miał rację- jego zagadkowe imię i nie tylko będzie mnie prześladować w snach.
-Dobranoc- szepnął cicho i odszedł.
Tej nocy jego cholerna twarz przyśniła mi się po raz pierwszy. Nawet kiedy kolejnego dnia całowałam Vina na pożegnanie widziałam jego. A nawet nie było mi dane poznać jego imię.
-Kocham Cię, mała.
-Vin... nie daj się zabić, proszę- zaszkliły mi się oczy.
-Zrobię co w mojej mocy, skarbie. Obiecuję.
Przytulił mnie mocno, pocałował na pożegnanie i odszedł, a ja nie wiedziałam nawet, czy jeszcze kiedyś go zobaczę.
Odkąd Vin wyjechał moje życie stało się codzienną rutyną. Posiłki, praca i wyczekiwany sen. Zawsze śniła mi się ta sama twarz. Czasami budziłam się w nocy cała mokra. Następnie wstyd i linczowanie się.
Pewnego ranka przy śniadaniu moi rodzice stwierdzili oczywisty fakt, iż za 2 miesiące są moje urodziny.
-No i co w związku z tym?
-Skarbie... tata i ja chcemy się upewnić, że nie zrobisz niczego głupiego...
-To znaczy?-przerwałam mamie.
-Chcemy mieć pewność, że dobrze przemyślisz swój wybór- dodał tata.
Kate i Jack Ross byli ukryci w Europejskich Podziemiach tylko kilka miesięcy dłużej ode mnie. W roku 2020 moja mama i mój tata poczuli wiosnę i tak oto urodziłam się 9 miesięcy później. W międzyczasie cyborgi zaatakowały planetę wymordowały 1/2 ludzkości i zmusiły niedobitki do zejścia pod ziemię. Nic więcej nie wiedziałam, bo wieści na temat działań zbrojnych pozostawały jedynie do dyspozycji Rewolucjonistów. Po "upadku" ludzkość, aby przeżyć wypracowała system. Nikt już nie miał własnej ojczyzny, czy religii. Zyskali za to wspólnego wroga. Z początku Zaopatrzeniowcami miały być same kobiety, mężczyźni niezdolni do walki i dzieci poniżej osiemnastego roku życia. Jednak pojawiło się wielu dezerterów, którzy nie chcieli ginąć na polu walki. Na powierzchni blisko wejść do Podziemnej Europy powstały obozy uchodźców wojennych. Te obozy przyciągały cyborgi, które mogły wkrótce dotrzeć do milionów ludzi ukrytych pod ziemią, dlatego każdy człowiek ma wybór. A raczej większość, bo wciąż pozostaje sprawa przymusowych 10 000 ludzi dla armii rocznie. Jednak za tą cenę Zaopatrzeniowcy są ściśle chronieni i w spokoju wytwarzają produkty potrzebne do przeżycia oraz broń. Zaopatrzeniowcy są na najgłębszym poziomie i jest ich zdecydowanie więcej niż Rewolucjonistów, których siedziba jest bliżej powierzchni.
Dla mnie cała ta historia oznaczała przede wszystkim jedno: nigdy nie widziałam tego, co jest nade mną. Żaden promień słońca nie oświetlił mojej skóry przez co byłam chorobliwie blada. Nigdy nie poczułam rześkiego wiosennego wiatru, który zmierzwiłby moje włosy. Za to słyszałam historie. Było tutaj sporo ludzi, którzy chętnie opowiadali dzieciom z najdrobniejszymi szczegółami to co je omijało.
Nigdy nikomu tego nie mówiłam, ale boję się, że umrę nim zobaczę i poczuję choć jedną z tych rzeczy, o których mi opowiadano. Nie chcę skończyć pod ziemią, jak kret.
Ludzie niezbyt chętnie chwalą się tym, że ich marzeniem jest zostać jednym z Rewolucjonistów. Krzywo się tutaj, głęboko pod ziemią, na nich patrzy. Jak na obłąkanych szaleńców.
-Nie wiem co zrobię- opowiedziałam rodzicom zgodnie z prawdą.
Mama upuściła łyżkę z jajecznicą na podłogę. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
-Słoneczko, proszę nie rób tego- przełknęła głośno ślinę.-Nie wiesz nawet jakie one są zabójcze. Nie widziałaś, jak w kilka sekund zabijają oddział ludzi.
-Mamo...
-Nie, nie pozwolę ci.
-To mój wybór.
-Mama ma rację- wtrącił się ojciec- nie wiesz na co się piszesz.
-Powiedziałam, że nie wiem co wybiorę!
-Nieprawda! Doskonale widać to w twoich oczach. Chcesz zginąć? Nie wolisz zostać tutaj? Z nami? Z twoją rodziną? Co ja powiem twojej dwuletniej siostrze? Pomyśl o nas!
-Myślę o was! O całej ludzkości, o odzyskaniu naszej planety! Chcę żyć.
-Kochanie- mama płakała- możesz przecież żyć tutaj. Żyjemy razem i bezpiecznie 18 lat chcesz to zmienić?
-Nie mamo. My nie żyjemy- my tylko nie umieramy, a to różnica.
Tak oto Kate Ross kobieta, którą uważałam za twardą i odważną sztukę popłakała się niczym dziecko i wybiegła z małej kuchni. Mój ojciec spojrzał za nią zatroskany i posyłając mi smutne spojrzenie wstał od stołu.
-Cokolwiek zrobisz. Kochamy cię.
-Ja też was kocham-odszepnęłam.
Kroki taty ucichły. Mała rączka starła mi łzę, o której istnieniu nie miałam pojęcia, z policzka.
-Hej szkrabie- uśmiechnęłam się do siostry.
Mia była najsłodszym stworzonkiem jaki przyszło mi oglądać przez całe życie.
Od czasu kłótni z rodzicami, jeśli tak można było nazwać tamtą rozmowę nasze stosunki zmieniły się. Mama patrząc na mnie od razu miała łzy w oczach, a tata ciągle posyłał mi te swoje smutne uśmieszki. Tylko Mia patrzyła na mnie tak samo uśmiechała się wesoły i nazywała mnie swoją Ales, kiedy zapraszała mnie do zabawy. Spędzałam z nią każdą wolną chwilę. Rodzice zawsze byli gdzieś w tle, ale słyszałam pociąganie nosem mamy, kroki taty, to jak ją uciszał i mówił, że wszystko będzie dobrze. Nie rozumiałam czemu tak sądził. Wiedział coś o czym my nie miałyśmy pojęcia? Jeśli tak, chciałabym, żeby mi powiedział.
Któregoś wieczoru nie mogłam spać i przez przypadek usłyszałam rozmowę rodziców.
-Nie mogę znieść myśli, że kolejna osoba odejdzie, a ja pewnego dnia dostanę jej nekrolog.
-Kate nie pomagasz jej, jeśli z góry jesteś nastawiona na jej śmierć.
- Działa tak samo jak ona. Dorothea też nie chciała mnie słuchać kiedy jej mówiłam, że nie przeżyje. Miesiąc później było po niej. Nawet nie zdążyła zobaczyć Alex. Nie chciała czekać.
-Twoja matka była dorosłą kobietą. To była jej decyzja, tak samo jak teraz to jest decyzja Alex. Możemy ją tylko wspierać.
Nie wiedziałam, że moja babcia dołączyła do oddziału Rewolucjonistów. Owszem dostałam zegarek po niej, ale nigdy nie pytałam o przyczyny jej śmierci. Na dźwięk słowa "babcia" mama robiła się przeraźliwie smutna, dlatego o niej nie rozmawialiśmy.
Czas nieubłaganie szybko mijał. Za tydzień będę miała 18 rocznicę swoich urodzin. Mama jak zwykle w niedzielę usmażyła naleśniki na śniadanie. Niedziele były wolne. Nikt nie pracował, więc podniosłam się dziś z łóżka o godzinie 10 rano. Tak myślę, że była 10, bo do potwierdzenia obecnej pory dnia oprócz zegarka nie miałam nic. Jeśli dożyję odzyskania wolności przez ludzkość nie będę robiła nic innego oprócz oglądania wschodów i zachodów słońca. Pewnie będę brzydziła się zamkniętymi pomieszczeniami.
Ubrałam się w jeden z uniformów jakie posiadałam. Każdy sektor miał własne kolory. W naszym był to czarny i czerwony. Składały się na spodnie i T-shirty plus koszule. Wszystko miało być wygodne i praktyczne.
Resztę dnia przeznaczyłam na spacery po znanym mi sektorze A, w którym spędziłam całe życie.
Chodziłam i rozmyślałam. Mijając znajome mi twarze, które uśmiechały się do mnie pocieszająco nie czułam zupełnie nic. Jedynym czego nie chciałam zostawić był mój dom, a moim domem była moja rodzina. Jednak w głębi serca wiedziałam, że nie nadaję się do harowania w podziemiach, podczas kiedy na górze walczą. Całe życie czegoś mi brakowało, a teraz miałam szanse odkryć co to takiego. Moja mama miała rację. Już dawno podjęłam decyzję, tylko dopiero teraz ona do mnie dotarła.
Przez resztę tygodnia starałam się spędzić z bliskimi jak najwięcej czasu. Podczas pracy na polu, w różnych zakładach śmiałam się do znajomych, w domu przy posiłku udawałam, że wcale od przyszłego tygodnia nic się nie zmieni, że wciąż z nimi będę. Mama przestała płakać, teraz uśmiechała się do mnie tak jak i tata- smutno, ale z miłością.
W dzień przed wyborem nie mogłam spać. Najwidoczniej moja mama też. Przyszła do mnie wieczorem w szlafroku i ze łzami w oczach. Poklepałam materac mojego łóżka, na znak, że powinna się ze mną położyć. Bez wahania wsunęła się pod kołdrę i przytuliła do mnie.
-Mam coś dla Ciebie- zapaliła świeczkę przy łóżku (po ciszy nocnej nie wolno było używać prądu).
Wyciągnęła na dłoni łańcuszek na którym zawieszona była obrączka i książeczka. Książeczka była otwieranym medalikiem, który krył w sobie zdjęcie mojej mamy, taty, mnie i Mii, a na drugiej stronie jakiejś kobiety z mężczyzną.
-To twoi dziadkowie. Twoja babcia kiedy odchodziła dała mi tą obrączkę i powiedziała, że mam ci ją przekazać w stosownym momencie. Myślę, że właśnie nadszedł.
Oczy zaczęły mnie piec.
-Kocham was mamo.
-Ciii... wiem o tym. My ciebie też kochamy. Nie masz pojęcia jak bardzo bałam się, że cie stracę. Byłam w drugim miesiącu ciąży, mogłam zginąć albo poronić. Strasznie się o ciebie wtedy bałam, słonko. Walczyłam o twoje życie, więc proszę obiecaj mi jedno- nie dasz się zabić. Masz przeżyć.
Słone łzy wypłynęły niepohamowanym strumieniem z moich oczu
-Obiecuję- wyszeptałam.
Zasnęłyśmy w objęciach.
Rano zjadłam śniadanie i zaraz później zawołano mnie do centrali, bym podpisała jakieś papiery. Dostałam świstek świadczący o mojej pełnoletności i coś na kształt dowodu osobistego. Później siedziałam już tylko w domu, a moi rodzice opowiadali mi historie o tym jak to wyglądało kiedy zaczynaliśmy życie w podziemiach. Tata ze śmiechem wspominał, jak zemdlał, kiedy mama rodziła, a ja uporczywie starałam sobie wyryć pod powiekami ich twarze. Chociaż Mia miała tylko dwa latka, jakby czuła, że niedługo się rozstaniemy, bo od samego rana tuptała mi po piętach i gramoliła się na moje kolana kiedy tylko mogła.
Kiedy zabrzmiał dzwon sygnalizujący przybycie Rewolucjonistów wszyscy się na mnie rzucili i dusili mnie w swoich objęciach, ale nie przeszkadzało mi to. Mama zapięła mi łańcuszek na szyi, a ja wręczyłam jej mój złoty zegarek. Poczułam, że znowu piekąc mnie oczy, a w gardle rośnie gula.
-Nie wolno ci płakać kochanie. Musisz im pokazać jaka jesteś twarda i odważna. Daj z siebie wszystko. Odwiedź nas jak tylko nadarzy się okazja, jasne?
Zdobyłam się jedynie na kiwnięciu głową.
-Aleksss- Mia próbowała wypowiedzieć moje imię. Poczochrałam ją i wyszłam z domu, a tata szedł u mojego boku.
-Tato...
-Cicho. Nic mi nie mów. Wszystko wiem.
Nie wiedziałam co miał na myśli.
Pod wrotami,które znajdowały się jedynie w sektorze A stało już kilkunastu ochotników i trójka Rewolucjonistów. Ich twarze były znajome.
-Alex!- Blizna przycisnął mnie do swojego boku.- Czekaliśmy na Ciebie, ptaszyno.- odwrócił się do reszty i wrzasnął- Wymarsz!
Poczułam, że ktoś wwierca się spojrzeniem w tył mojej głowy. Odwróciłam się i zobaczyłam Pana Tajemniczego. Był tak samo przystojny jakim go zapamiętałam.
-A jednak nas wybrałaś- znowu miałam wrażenie, że zemdleję od samego dźwięku jego głosu.
Przełknęłam ślinę.
-Tak. Czy teraz powiesz mi jak masz na imię?
-Nathaniel, ale mów mi Nate.
Wystarczył jeden jego uśmiech, by na moich powiekach zamiast oblicz mojej rodziny pojawiło się jego cudne lico.
-Miło cię poznać, Nate- uścisnęliśmy sobie dłonie, a ja wręcz poczułam, jak iskry wędrują pomiędzy naszymi ciałami.
Może wcale nie będę, aż tak tęsknić za Podziemiem.
Mimo iż, zazwyczaj nie jestem fanką opowiadań o historiach walki ludzi o wolność z cyborgami, to jednak Twoje opowiadanie polubiłam. Może to przez styl, może to przez skojarzenie z Matrixem, a może przez coś jeszcze innego?
OdpowiedzUsuńCóż - Alex wybrała ciężką drogę, lecz całym sercem jestem z nią. Podjęła słuszną decyzję - lepiej walczyć, niźli siedzieć bezczynnie na tyłku. Swoją drogą, wydaje mi się, że Vin odejdzie w odstawkę, na rzecz Nate'a. Cóż, takie życie chłopie :D