Siedziałam za biurkiem z nogami opartymi na blacie dębowego mebla, odchylona do tyłu i z rękami założonymi za głowę.
-Hmm-mruknęłam.
-Tylko "hmm"? Serio? Nie stać cię na więcej?
Patrzyłam na białka oczu odciętej głowy, którą przyniosła mi Diamond. Głowa należała do niejakiego Pablito90rbk. Taki przynajmniej był jego nick, nie wiedziałam kim był w życiu. Ale nie dbałam o to. Nie dbałam o wiele aspektów.
-Git.- poderwałam się z krzesła i wyszłam z gabinetu, a następnie kierując się wąskim korytarzem dotarłam do kuchni. Diamond cały czas podążała za mną.
-Git?! Nic więcej? Żadnego "gratulacje, teraz wszystko ci opowiem, bo wiem, że już jesteś na to gotowa bla bla"?
-Żadnego. Kawy?
-Irytująca- prychnęła na mnie.
-Owszem- przygotowałam sobie kawę i czekając aż zagotuje się woda spojrzałam na Diamond.
Z jej twarzy można czytać jak z otwartej księgi. To się nie zmieniło. Była troszkę bardziej umięśniona, a jej umiejętności na pewno osiągnęły dużo wyższy poziom.
-Przynajmniej się odważyłaś go załatwić. Co zrobiłaś z ciałem?
-Wrzuciłam do basenu z rekinami.
Zachichotałyśmy. W tym momencie woda zaczęła wrzeć. Zalałam sobie kawę i usiadłam przy kuchennym stole nakazując Otchłani zrobić to samo.
-Słyszałaś może o jeźdźcach apokalipsy?
-Trochę.
-Więc wiesz, że jest ich czwórka? Wojna, Zaraza, Głód i Śmierć. Dwójkę z nich już znasz. Ty natomiast jesteś Otchłanią. Moją towarzyszką. Mówi się, że tam gdzie była Śmierć była i Otchłań. Może to dlatego przeniosłam się wtedy do twojego domu zastając cię z rozdziawioną buzią...
-I co niby daje bycie jeźdźcem?
Pokręciłam głową i upiłam łyk kawy.
-Diamond, moja droga. Na początku był Chaos, później z niego wyłonili się bogowie...
-To z mitologii greckiej?
-Tak. Ale nie do tego zmierzam. Chciałam metaforą ci wyjaśnić, że wszystko ma gdzieś swój początek. A my należymy do elitarnej jednostki zabójców. Nieliczni zostają wybrani, bo i nieliczni potrafią używać teleportów. My potrafimy wchodzić do gry.
***
Szłam przez stary magazyn. Słyszałam jakieś przekleństwa w obcym języku. I obłąkańczy chichot. Aless wymachiwała dwustronną kosą tnąc arabskie ciała na pół.
-War, sweet war- mruknęłam.
Przysiadłam gdzieś w kącie nie chcąc jej przeszkadzać. Obserwowałam, jak jej ciało wiruje w walce. Krew tryskała z pociętych kończyn wprost na nią. Wyglądało to tak jakby brała w niej prysznic. Mimo iż Aless pochłaniała tyle mojej uwagi dostrzegłam granat lecący wprost w jej plecy.
-NIE!- wrzasnęłam.
I w tej chwili obok mnie świsnęła strzała, przebiła granat i sprawiła, że wybuchł. Wybuchł, ale nie na plecach Aless. Ale nie mogłaby wyjść z tego bez szwanku. Dlatego nawet kiedy strzała, którą wystrzeliła Diamond leciała tuż obok mojej głowy, ja sprintem rzuciłam Aless na podłogę i nim granat zdążył nas zabić teleportowałam do jej mieszkania. Diamond zjawiła się chwilę po nas.
-Nie żyją. Wszyscy.
-Pieprzeni terroryści. Nigdy nie walczą fair.
-Niestety nie. Nic ci nie jest?-zapytałam bojąc się odpowiedzi. Gdyby coś jej się stało... Śmierć zebrałaby plony tak duże, że po tej ziemi nie stąpałby już ani jeden arab. Nie to nie jest rozsądne myślenie, ale o to właśnie dbałam. O towarzyszy i o zemstę.
-Kilka draśnięć. Dziewczyny...-uśmiechnęła się, a na jej twarzy malowała się czysta radość- to było zajebiste.
-War, sweet war- mruknęłam.
Przysiadłam gdzieś w kącie nie chcąc jej przeszkadzać. Obserwowałam, jak jej ciało wiruje w walce. Krew tryskała z pociętych kończyn wprost na nią. Wyglądało to tak jakby brała w niej prysznic. Mimo iż Aless pochłaniała tyle mojej uwagi dostrzegłam granat lecący wprost w jej plecy.
-NIE!- wrzasnęłam.
I w tej chwili obok mnie świsnęła strzała, przebiła granat i sprawiła, że wybuchł. Wybuchł, ale nie na plecach Aless. Ale nie mogłaby wyjść z tego bez szwanku. Dlatego nawet kiedy strzała, którą wystrzeliła Diamond leciała tuż obok mojej głowy, ja sprintem rzuciłam Aless na podłogę i nim granat zdążył nas zabić teleportowałam do jej mieszkania. Diamond zjawiła się chwilę po nas.
-Nie żyją. Wszyscy.
-Pieprzeni terroryści. Nigdy nie walczą fair.
-Niestety nie. Nic ci nie jest?-zapytałam bojąc się odpowiedzi. Gdyby coś jej się stało... Śmierć zebrałaby plony tak duże, że po tej ziemi nie stąpałby już ani jeden arab. Nie to nie jest rozsądne myślenie, ale o to właśnie dbałam. O towarzyszy i o zemstę.
-Kilka draśnięć. Dziewczyny...-uśmiechnęła się, a na jej twarzy malowała się czysta radość- to było zajebiste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz