Klub, głośna muzyka, taniec, kilka shotów, taniec, jakiś przystojny facet, driny, tańce-macańce, a na koniec 2 butelki czystej na 4 osoby. I jedna butelka w drodze do jego domu. Pamiętam, że trochę wylałam przez przypadek. Później w jego mieszkaniu obijanie się po ścianach, wylądowałam na jego łóżku. Dalej mogłam już tylko wyciągać wnioski i snuć domysły. Pamięć mnie zawiodła. Obudziłam się naga, więc tej jednej rzeczy mogłam się domyślić, ale za cholerę nie wiedziałam czemu mój sztylet sterczał z jego piersi.
Przechadzając się nago po jego mieszkaniu dostrzegłam, że jego komputer jest włączony... czy on włączył go wczoraj? A może nigdy go nie zamykał. Ruszyłam myszką i wyrwałam urządzenie ze staniu hibernacji zobaczyłam uruchomioną przeglądarkę i bardzo znajomą mi ikonę na pasku zakładek. Już wiedziałam czemu zginął- grał w moją grę. Wiedziałam też, że nie położył na mnie nawet najmniejszego palca.
***
Diamond leżała w szpitalu z zaszytą dziurą w brzuchu. Miała szczęście, że nie przecięto jej żadnych organów. Za to ja nie miałam szczęścia. Ona jest pod moim skrzydłem i zawaliła już na pierwszej misji. Powinnam wiedzieć, że nie jest gotowa, by zabić.
-Kto to był?-zapytałam bez żadnych ogródek, kiedy tylko pielęgniarka zostawiła nas same.
-Nikt.
Diamond nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem. Za takie zachowanie normalnie sprałabym jej tyłek, ale chyba już wystarczająco się poturbowała sama.
-Odpowiedz.
-Odpowiedziałam.
W jednym momencie znalazłam się tuż przy niej grożąc jej spojrzeniem. Miałam nadzieję, że samą mimiką twarzy przekonam ją do mówienia. Potrafiłam przerażać.
-Ja.. To znaczy...- rozpłakała się.
Westchnęłam.
"To by było na tyle... świetnie."
Kazałam się jej pozbierać, obiecałam, że wrócę jutro i nie zwracałam uwagi na jej przestraszone spojrzenie na wzmiankę o obiecanej wizycie.
***
Uchyliłam się przed lecącą poduszką.
-Jasna cholera, daj mi spokój!
-Nie. Nie rozumiesz, że dostanie się nam obu jeśli nie naprawię twojego błędu? Powiedz kogo mam zabić, bądź dobić. Dziś nie odejdę bez informacji. A Aless dała mi leki ze swojej apteki, więc jeśli będziesz grzeczna dam ci je. Za tydzień będziesz zdrowa jak ryba, ale nie za darmo, skarbie.
-Co to za leki?
-Mówiłam- nie wiesz nic o świecie, w którym będziesz teraz żyć.
-Więc czemu wysłałaś mnie już na misję skoro jestem "taka tępa"?!- Diamond opadła na poduszkę i odwróciła głowę. Czułam, że znowu będzie ryczeć.
-To się nazywa inicjacja. Przeszłaś ją pół na pół.
-Jakto?
-Nie umarłaś, ale też nie zabiłaś. Masz szansę się poprawić, więc lepiej mów na kogo się porwałaś...
-Laluś! Kojarzysz? Wiem, że kojarzysz, bo to kumpel z twojej starej gildii! No i mąż twojej drogiej przyjaciółki...- uderzyłam ją w twarz.
-Liza i Ty już się nie przyjaźnicie?
-Nie do jasnej cholery! I to przez niego! On musi zginąć!-rozmasowała czerwony policzek.
-Diamond... Nic dziwnego, że go nie zabiłaś. To cud, że i ja żyję. Kurwa!- przeczesałam włosy ręką.-Naprawdę porwałaś się z motyką na słońce.
-O czym ty mówisz?
-Laluś też należy do naszego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz